Za dużo jest za mną zdeptanych szans,
Spalonych mostów i zamkniętych drzwi.
Mam szczerze dosyć, zatem mówię "pas".
Już żadnej karty los nie wciśnie mi.
Wsiadam do auta i naciskam gaz,
Opony zdzieram, które dymią się.
W końcu się żyje tu i teraz raz.
Silnik jak wściekły do przodu się rwie.
Prędkość zaś przestrzeń jak szkło rozbija.
I pustym śmiechem wiatr ze mnie szydzi.
Wyłączam światła - ciemność mi sprzyja,
Z dali w jej mroku nikt mnie nie widzi.
Mówiłem "kocham", lecz nie na serio.
Miłość jest przecież czymś wyświechtanym.
Chcesz widzieć życia w niej swego sedno.
Ja się nie czułem nigdy kochany.
Mam na swym koncie kilka wykroczeń,
Bowiem za rogi trzymałem byka.
Niejednokrotnie z drogi swej zboczę
Dopóki zegar ciągle mój cyka.
Wsiądę do auta i gaz nacisnę,
Spalę opony z piskiem przy starcie.
Może się wreszcie w obłoki wcisnę
I Bogu będę drzazgą zażarcie,
Aby zrozumiał, że się nie zgadzam
Na to, co patrzył z obojętnością,
Co kamieniami w kieszenie wsadzam,
Gdy idę walczyć znów z codziennością.
Brałem, co mogłem, ażeby przetrwać
I za powietrze nie płacić w ratach,
By nie pozwolić siebie zadeptać.
Świat oglądałem w więziennych kratach.
Nigdy nie dbałem, co o mnie myślą.
Mnie już w dzieciństwie ometkowali.
Własne refleksje upijam ciszą,
Dlatego bywam często ze stali,
A kiedy dosyć mam tego syfu,
To wsiadam w auto i gaz naciskam,
I drogą pędzę jak śmieć do zsypu,
I obojętność z serca wyciskam.
Prędkość zaś przestrzeń jak szkło rozbija.
I pustym śmiechem wiatr ze mnie szydzi.
Wyłączam światła - ciemność mi sprzyja,
Być może śmierć mnie z daleka widzi.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz