czwartek, 12 października 2023

W DRODZE

Za dużo jest za mną zdeptanych szans,

Spalonych mostów i zamkniętych drzwi.

Mam szczerze dosyć, zatem mówię "pas".

Już żadnej karty los nie wciśnie mi.


Wsiadam do auta i naciskam gaz,

Opony zdzieram, które dymią się.

W końcu się żyje tu i teraz raz.

Silnik jak wściekły do przodu się rwie.

Prędkość zaś przestrzeń jak szkło rozbija.

I pustym śmiechem wiatr ze mnie szydzi.

Wyłączam światła - ciemność mi sprzyja,

Z dali w jej mroku nikt mnie nie widzi.


Mówiłem "kocham", lecz nie na serio.

Miłość jest przecież czymś wyświechtanym.

Chcesz widzieć życia w niej swego sedno.

Ja się nie czułem nigdy kochany.

Mam na swym koncie kilka wykroczeń,

Bowiem za rogi trzymałem byka.

Niejednokrotnie z drogi swej zboczę

Dopóki zegar ciągle mój cyka.


Wsiądę do auta i gaz nacisnę,

Spalę opony z piskiem przy starcie.

Może się wreszcie w obłoki wcisnę

I Bogu będę drzazgą zażarcie,

Aby zrozumiał, że się nie zgadzam

Na to, co patrzył z obojętnością,

Co kamieniami w kieszenie wsadzam,

Gdy idę walczyć znów z codziennością.


Brałem, co mogłem, ażeby przetrwać

I za powietrze nie płacić w ratach,

By nie pozwolić siebie zadeptać.

Świat oglądałem w więziennych kratach.

Nigdy nie dbałem, co o mnie myślą.

Mnie już w dzieciństwie ometkowali.

Własne refleksje upijam ciszą,

Dlatego bywam często ze stali,


A kiedy dosyć mam tego syfu,

To wsiadam w auto i gaz naciskam,

I drogą pędzę jak śmieć do zsypu,

I obojętność z serca wyciskam.

Prędkość zaś przestrzeń jak szkło rozbija.

I pustym śmiechem wiatr ze mnie szydzi.

Wyłączam światła - ciemność mi sprzyja,

Być może śmierć mnie z daleka widzi.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz