Mgła się rozlała jak mleko z kartonu,
Słońce więc blade z trudem ją przeciera.
Szelest w niej słychać wyżej o pół tonu
Niż ciszę, która zgiełk miasta wypiera.
Chlupot kasztanów wpadających w wodę
Rozkosznie pieści zmysły nim zwabione.
Nurt rzeczki sączy światło wschodu płowe
Sokiem cytryny jakby rozpuszczone.
Kroki kartkują rozrzucone liście.
Kruchość ich pęka na pył butem tarta.
W chłodnej wilgoci brzmią bardzo przejrzyście
Jak przez krupiera wyciągana karta,
Co to z łoskotem na blat z aksamitu
Kładzie się miękko wygięta palcami,
Z których się zsuwa lekkim dźwiękiem pstryku
W wachlarz rozpięty licznymi taliami.
Orzech laskowy siłą wystrzelony,
Gdy spod podeszwy leci uszczypnięty,
Zdaje się stukać w cztery świata strony
Obcasów echem lękliwie przejęty,
Choć sam za sobą je gubi szeregiem,
Chodnikiem tocząc się gnany na oślep.
Nagle uderza o krawężnik biegiem
Jak zatrzymany grotem w ziemi oszczep.
Przestrzeń się zdaje skraplać zimną rosą.
Mgła się powoli unosi w błękity.
Wiatr mokrą trawą spaceruje boso
W płaszczu, co świeżym powietrzem podszyty,
Trenem się ciągnie w gałęziach, gałązkach,
Szumem leniwym krzewy zaczepiając.
Stopy odbite niczym ścieżka wąska
Ciągną się za nim, gdzie poszedł?, zdradzając.
Na niebie gaśnie wciąż widoczny księżyc,
Który się zlewa z kolorem obłoków.
Promieni rosną wypalone pędy.
Dzień się wynurza zwycięsko z półmroku.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz