poniedziałek, 9 października 2023

SPOSTRZEŻENIE

Krążysz niczym jastrząb wciąż nad moją głową,

Powtarzając ciągle, że wszystko się kończy.

Milczeniem i ciszą wrzeszczy twoje słowo

I do świadomości, iż gasnę, się sączy.


Choćbym się starała wbrew tej sile przetrwać,

Choćbym poruszyła Ziemię u jej podstaw,

By wszelakie więzi z przemijaniem zerwać,

Nie byłabym w stanie zamierzeniom sprostać,


By zachody słońca wschodami zastąpić,

Księżyc oraz gwiazdy na poddaszu schować,

Nikomu, niczemu młodości nie skąpić -

By życie przez słomkę wiecznie móc kosztować...


To wszystko daremne, mimo szczerych chęci.

Świat się bowiem kurczy i powoli znika.

Nadzieja człowieka wizją jutra nęci

A zegar w kondukcie sekund żalem cyka,


Co wnet wychwytujesz, wydłużając cienie,

W palcach rozkruszając na wiór zeschłe liście.

Wypełzają z ziemi zmurszałe korzenie

I sterczą nad runem w gałęzi asyście,


Symbolem się stając ludzkiego istnienia,

Które obumiera z każdym dniem i rokiem.

Wiatr się zdaje sumą ostatniego tchnienia,

Co w powietrze wnika ilością jak smogiem,


Przez co oddychamy tymi, co odeszli

I jak dym nad knotem wydechem się stali.

Choć niepostrzeżenie ze sceny już zeszli,

Zdaje się, w przestrzeni zapachem zostali


Pomarszczonej skóry i włosów wilgotnych,

Ubrań, co w ramiona wrosły się na stałe...

Jesień wciąż szeleści ich krokiem samotnym,

Nad którym pochyla się echo zuchwałe.


Widzę, co mi palcem wskazujesz bezczelnie:

Płowy blask źrenicy mgły mazią zalanej.

Światło się przebija w oparach mizernie

Szarością wyblakłą w jasności rozlanej.


Siadasz bez pytania u mojego boku

I mi przypominasz, że wszystko umiera.

Dziwną satysfakcję masz w bezdusznym oku,

Które w moją stronę triumfalnie spoziera.


Nie boję się jednak twego upomnienia.

Zmiany oswajałam wszak od dnia poczęcia.

Dawałoś mi zawsze wiele do myślenia,

Uczyłoś dostrzegać wszędzie iskry szczęścia.


Tym, że towarzyszysz mi odkąd pamiętam,

Okiełznałam kres swój, co nieunikniony.

Faktem, że odchodzę, nie jestem przejęta,

Gdyż z pragnieniem życia jest on pogodzony.


Jestem już jak jesień o wrześniowej porze:

Jeszcze nie zbutwiała i nieprzemoczona

Deszczem, co zatrzymać swej słoty nie może,

Chociaż owym deszczem mocno upojona.


Palce moich dłoni jak nagie gałęzie

Chłodem o poranku sterczą wykrzywione.

Krok mój spowolniały w kopach liści grzęźnie.

Plecy jak parasol mam też pochylone,


I włosie we włosach lśni babiego lata

Niczym ślad po pędzlu, co płótno pokrywa.

Pora zejść ze sceny współczesnego świata -

Tak to z przeznaczeniem nieuchwytnym bywa.


Wesprę się o ramię twoje, spostrzeżenie,

Któreś wyrywało kartki z kalendarza.

Ceniłam twe uwagi niemalże szalenie,

Co rzadko w relacjach z tobą się przydarza,


I pójdę, ile trzeba, z tobą pod rękę,

Bym niczego po drodze nie roztrwoniła.

W tobie wszak bogactwa swego mam porękę.

Tyś esencją doznań, których doświadczyłam.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz