Sen, zanim się z łóżka na dobre podniosłam,
Znowu mnie porzucił bez słów pożegnania.
Myśl w głębokiej ciszy zanurzyła wiosła,
Pluszcząc nimi, w łódce leciutko się kłania,
A gdy kark prostuje, trzon w dłoniach trzymając,
Piórem toń przestrzeni odpycha i płynie...
Zza firanki w okno dyskretnie zerkając,
Chcę spojrzeć ucieczki mego snu przyczynie,
Który każdym rankiem jak kot się wykrada
I ciepłem w pościeli, że był, znać mi daje.
Jak kochanek nocą niespodzianie wpada,
I rankiem ucieka, na dzień nie zostaje...
A nim świt leniwie wychyli się blady,
Aby wścibskim słońcem zajrzeć do środka,
Snu już nie ma przy mnie niczym w akcie zdrady,
Ja siedzę na łóżku jak słodka idiotka,
Która porzucana, karmiona kłamstwami
Przy srebrzystych świecach księżyca u progu,
Gdy winylowymi żongluje płytami
Gramofon spokoju czuwający w rogu,
Daje się omotać, uwieźć i omamić,
I owym przelotnym, namiętnym romansem
Spragniona miłości naiwnością splamić,
Po czym się przepycha oraz walczy z czasem
Jakby na peronie przez tłum - korek tłumu! -
By zdążyć pożegnać nim pociąg odjedzie
Mężczyznę, co z sercem i resztki rozumu
Zabrał, zostawiając swą kochankę w biedzie...
Fale wyciszenia na brzeg wypływają
I jakoby dłonią głaszczą mnie po głowie,
Kiedy, odpływając, ponownie wracają
I się odsuwają nim cokolwiek powiem,
Więc milczę i idę jak po mokrej plaży,
W której bosą stopą odciskam swe ślady
Przy wschodzącym słońcu, co, się wznosząc, marzy,
Że przemknie przez niebo w asyście parady
Złocistego światła jak przy reflektorach
I po monodramie w gromkich brawach sławy
Zniknie za kurtyną, gdy nadejdzie pora,
Widząc w swojej roli tylko blask zabawy.
Inaczej z widowni ta scena wygląda.
Trudno dostrzec w życiu, gdyż nas w oczy razi,
To, czego naprawdę każdy z nas pożąda,
Co przez lekkomyślność bezpowrotnie traci...
Łykiem kawę w dłoniach trzymaną dopijam.
Ścielę łóżko, snu zapach wciąż na nim czując.
Rekonstrukcją zdarzeń całą noc przewijam,
Niewiernością kochanka się nie przejmując.
Pewnie wróci nocą jak zwykle skruszony.
Przyjmę go i o nic nawet nie zapytam.
Znów będzie przeze mnie z swych win oczyszczony.
Ponownie odejdzie, kiedy już zaświta.
Wiem, że dzień nadejdzie, w którym to zostanie,
Chwyci mnie w ramiona i już nie wypuści.
Kiedy tak się właśnie między nami stanie,
W rozkoszy miłości całą mnie rozpuści
I się stanę częścią mojego kochanka,
Na pościeli śladem chłodnego wgniecenia.
Pusty pokój zostanie... w oknie firanka
I kubek łaknący kawą napełnienia.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz