Ludzie fizyczność cenią nade wszystko.
Ubogi człowiek pozbawiony duszy
Traktuje jako kult owe zjawisko,
Z powodu ciała wyniośle się puszy.
W świątyni tkanek uwięził rozsądek,
Śmiercią komórek zatruł swe myślenie.
Próbuje świata zakłócić porządek.
Miota się, szarpie w obłędzie szalenie.
Starość z salonów na bruk eksmituje,
Brzydząc się szorstką, płowiejącą skórą,
Co niczym papier atrament przyjmuje
Plami się brązu kleksami, purpurą,
Która pod bruzdą zmarszczek się rozchodzi
Jak zaczepiona gwoździem rękawiczka.
W dalekosiężne plany młodość zwodzi,
Więc ta się ledwo trzyma na guziczkach
Jak naciągnięty pergamin na zszywkach
Wyzuty z uczuć, z mimiki odarty,
Wtopiony w plastik na dętych policzkach
Niczym na słupach powietrza oparty
Z oczami w masce obawy pełnymi,
Że twarz popęka, cera się rozsypie,..
Ustami z nosem niemal zrośniętymi
Z trudem powietrze jak przez słomkę chlipie,
Ślinotok sącząc swych warg odrętwieniem,
Co pompowane w teście możliwości
Są już jedynie nędznym uwieńczeniem
Braku do siebie choć cienia miłości.
Pod makijażu warstwą tynkowaną
Ukrywa człowiek strachu opętanie.
Wbrew upiększaniu umiera tak samo
Jak ten, co sobą do końca zostanie.
Nie warto zatem skupiać się na ciele,
Co pod pancerzem estetyki gnije.
Czasu ma człowiek na co dzień niewiele
I mimo tego powierzchownie żyje
W panicznym lęku przed nieuniknionym
Kresem wszystkiego, czym jest, co doświadcza,
Przez lęk ów będąc sobą ośmieszonym,
Stając się tylko tym, co mu uwłacza...
Trudno więc życiem nazwać to zaszczucie,
Które o świcie zatrwożenie budzi,
Czyniąc w człowieku godności zepsucie,
Co go odrywa wyglądem od ludzi,
Tworząc zeń lalkę najgorszej jakości
Wypchanej strachem niczym watoliną
Oblepiającą kruszące się kości,
Będącą smutku owocną przyczyną.
Nie zazna bowiem szczęścia uwikłany
W uzależnienie od ciała nikt nigdy -
Każdy wszak będzie na rozpacz skazany,
Kto młodość zszywa gęstym ściegiem blizny
Przyczepiającej skórę rozciąganą
Do tkanek, które murszeją jak próchno.
Starość upartą bowiem bywa damą.
Choćby ją zatem zakrywało sukno
Z najszlachetniejszych nici haftowane,
Starością będzie i nią pozostanie.
Życie więc gaśnie durnie marnowane
Na przemijanie ciała zatrzymanie.
Byt to powolne przecież umieranie -
Proces, którego nie da się zatrzymać;
To wciąż gasnące serca kołatanie.
Nie można wiosny w każdym dniu zaczynać.
Błędem człowieka jest niewybaczalnym,
Że utożsamia siebie z własnym ciałem,
Czynem zaś zgubnym, a także bezkarnym
Błędne złudzenie, iż może na stałe
Zostać w fizycznym komórek zlepieniu
Jeżeli temu się cały poświęci.
Wszyscy ulegli takiemu myśleniu
Przez samych siebie męczą się przeklęci.
By zatem przerwać to przykre cierpienie,
Należy wreszcie sobie uświadomić:
Ciało to tylko duszy otulenie,
Z którego musi siebie oswobodzić
Jakoby motyl, co kokon zrzucając,
Skrzydła do lotu na wietrze rozpina
I, niczym wiosłem przestrzeń odpychając,
W górę ku pięknu skutecznie się wspina.
Człowiek - JA ciałem tylko osłonione -
Bezwstydny zapis myśli i emocji
W okładkach, które ochraniają stronę,
Co jest esencją jego tożsamości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz