wtorek, 24 października 2023

KOSZMAR

Świat się zatracił w swym przewrażliwieniu,

Więc przywilejów ciągle się domaga.

Obok człowieka przechodzi w milczeniu,

Gdy ten słabości jakiekolwiek zdradza.


Winni być wszyscy wiecznie uśmiechnięci

Niczym czempioni nie do pokonania.

Mnie zaś przekora bardzo często nęci,

By się dopuszczać ów zasad łamania.


Zatem po szczerość sięgam w wypowiedziach,

Co drzazgą w oku bywa towarzystwa,

Bo, jak to bywa zazwyczaj w gawiedziach:

Mówieniem prawdy niewiele się zyska,


Gdyż uczciwością dzisiaj świat się brzydzi,

Honor uznaje za wstrętną przywarę

I godziwości okropnie się wstydzi -

Dżentelmeneria jest bowiem koszmarem.


Pokorne ciele jako ciele zdycha,

Bo mu dwóch matek już ssać zakazano.

Pierwszym jest zawsze, kto się w przód przepycha.

Ostatnich dawno brutalnie zdeptano.


Dziś tylko szata już zdobi człowieka,

Gdyż z człowieczeństwem ten wszak ma niewiele.

Najgłośniej zawsze bogaty narzeka,

By nikt nie sięgnął po jego portfele.


Trwogi dziś nie ma - Boga zagrzebano,

W rynsztok zepchnięto samouwielbieniem.

Niecnotą w złocie w szereg się wepchano,

By w cnotę w błocie uderzyć kamieniem.


W miarę jedzenia apetyt wciąż rośnie,

Co się jedyną stałą utrzymuje,

Więc by głód zapchać i to jak najprościej,

Ze szczebla niżej tych się konsumuje,


Którzy na smyczy są swojego pana

Gotowi zagryźć dla marnej korzyści.

Nie człowiek liczy się, ale wygrana.

Plebs dla rządzących to nędzni statyści,


Więc czy ich setki, czy miliony zginą

W imię urojeń chorej polityki,

Nie będzie żalu to żadną przyczyną,

Lecz cyfrą, która tworzy statystyki.


Na trupach staną w białych rękawiczkach

I z krwią na dłoniach wielcy dyplomaci.

Naród pociechy swe straci w potyczkach,

Co się rządzącym jedynie opłaci,


A mimo tego broń chwyci oburącz

Na oślep ruszy, gdzie mu palcem wskażą.

Świat pychy ciągnie czas w przyszłość ponurą.

Nieliczni mądrze czynić się odważą,


Przez co zostaną całkiem wykluczeni,

Aby głupoty nie zdemaskowali,

Którą się chlubią fałszywi uczeni,

Co lizodupstwem tytuły dostali,


I by na światło dzienne nie wyciekło,

Że się papiery to pana docenta

Prostakom hojnie za zysk rozdawało,

Z chama tak czyniąc wnet inteligenta.


Brzydzę się światem, w którym żyć mi przyszło.

Im krótsze nóżki kłamstwo w nim posiada,

Choć szydłem z worka by rażąco wyszło,

W wysokie progi z sukcesem się wkrada.


Jak się odnaleźć w tym domu bez okien,

Gdzie w kitlach chodzą tylko politycy,

Gdzie każdy tylko jest mizernym prochem,

Bo się ogółu dobro nic nie liczy?!


Jak się wydostać z szamba bez drabiny,

W którym nas topi butem troglodyta,

W którym się gównem warchołów dławimy,

Widząc nad głową diabelskie kopyta?!


Jak rząd obalić, co w siebie wpatrzony

I siłą dzieci z ramion nam wyrywa,

Aby srebrnikiem każdy omamiony

Tańczył do taktu, co nogi podrywa


Batuty ruchem tych, którzy u władzy

Śladem Mengele tłumem dyrygują:

Czy żyć powinni głodni oraz nadzy,

Czy wegetować, szydząc, decydują?!


W świecie już nie ma miejsca dla człowieka.

Dziękować Bogu, że Ten śmierć wymyślił!

Gorszych się czasów zatem nie doczeka,

W których się jeszcze gorszy koszmar ziści


I w którym żreć się między sobą będą

Wynaturzeni, wyzuci z sumienia,

Którzy przygniotą obsadzoną grzędą

Tych, co nie mają nic do powiedzenia.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz