Wszystko się kończy i tak szybko mija
Jakbyśmy w pędzie zatracili głowę.
Droga przed nami zdaje się niczyja,
Więc przywłaszczyliśmy co najmniej połowę
Życia, które płynie obok nieustannie,
Ale obce całkiem i nieprzyswojone…
Przypomina ciało zatopione w wannie
Oraz z własną duszą na wieki skłócone.
Pada ciągle za oknem do znudzenia,
Chociaż zima rwie kartki z kalendarza.
Nawet porządek pór roku się zmienia
I gardzi tradycją, i nic nie powtarza,
Co przedziwnie zasmuca, budząc tęsknotę
Za rytualną w powtórkach kolejnością,
Więc krzyczeć i rozpruć niebo masz ochotę,
By cię los traktował z godną należnością.
Samotność się dziś stała codziennością
Zamkniętą w czterech ścianach bez miłości,
Wsłuchującą się jak lecą z ciężkością
Krople z kranu wpadające do nicości…
I tak w tym dostrzegasz sens swej egzystencji,
Że nadzieja gaśnie na jutro ładniejsze.
Spijasz zagęszczony wywar tej esencji,
Wierząc, żeś skazany tylko na nieszczęście.
Wokół tłumy, lecz z twarzą bez imienia,
Drzwi zamknięte na klucze od środka
Oraz oczy pełne rozkojarzenia…
Wątpisz, że twa dusza duszę bratnią spotka,
Bo jak, kiedy tylko ty zdajesz się żywy
W statystykach wniosków oraz obserwacji -
Tylko ty jedyny z krwi, kości prawdziwy
W świecie utworzonym z wizualizacji.
Uciekam od tego, lecz nieudolnie,
Gdyż społeczeństwo mnie trzyma za piętę.
Idę przed siebie, ale dość mozolnie,
Walcząc o to, co dla duszy wciąż jest święte,
I chociaż wiem, że tu całkiem nie pasuję,
Bo wszystkich i wszystko traktuję poważnie,
Rozkochać się w życiu w każdym dniu próbuję,
By dotrzeć do końca godnie i odważnie.
Wchodzę w ciasne natury zakamarki,
Gdzie słychać tylko mruczenie strumyka,
Wiatr szumem, szeptem zagłusza zegarki
I gdzie obłoków unosi się muzyka,
Gdzie karmię refleksje wszelkie przekonaniem,
Że kiedyś wszystko powróci na swe miejsce
I się zakończy to duszy okradanie
Przez ciało, co chce tylko więcej i więcej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz