Chciałabym ludzi przytulić do serca,
Aby już nigdy, nigdy!, nie cierpieli.
Pewnie nie jestem w tej dziedzinie pierwsza,
Bo przecież byli, co tego pragnęli.
Niejednokrotnie milczałam wytrwale,
Znosząc docinki oraz poniżenia.
Ważne, by inni czuli się wspaniale -
Jakoś dam radę w stanie upodlenia.
Zawsze w relacjach byłam tylko sobą,
Nie udawałam, nie grałam pozorów.
Byłam tą samą, co zwykle, osobą
Pełną nadziei, wiary i wigoru.
Zraniona nieraz kogoś tłumaczyłam,
Aby wybielić wodą jego ręce.
Wszystkim zaś wszystko dawno wybaczyłam,
Choć nie chcę z nimi spotykać się więcej,
Bo zrozumiałam, że mam pełne prawo
Być szanowaną wbrew niegodziwości,
Gdyż bycie ze mną nie jestże zabawą
I od każdego żąda wrażliwości,
Więc jeśli nie chcesz iść przy moim boku,
Odejdź i nie pluj w twarz mi nigdy więcej,
Znajdź sobie hobby zgorzkniały człowieku
I zweryfikuj wpierw własne intencje.
Ja nic nie mówię – nie chcę cię osądzać,
Ale oceniam: Nie jest nam po drodze!
Nie możesz zatem nic ode mnie żądać.
Dla konia trzymaj swego ego wodze.
Ja cię zostawiam i drzwi zatrzaskuję.
Nie chcę ci czasu więcej już poświęcać.
Niczego również też nie oczekuję.
Szukam jedynie w towarzystwie szczęścia,
Więc trzymam z Tymi, którzy mnie traktują
Jak sami chcieliby być traktowani,
Którzy mnie szczerze, prawdziwie szanują
I wszędzie, zawsze są wciąż tacy sami.
Ty ciągle bierzesz, nic w zamian nie dajesz
I na ramionach mych chcesz się wywyższać.
Myślisz, że dobrem od wszystkich odstajesz,
Choć rzeczywistość jest naprawdę przykra.
Żegnam! - Bóg z tobą, zgorzkniały człowieku,
Który zazdrością i mściwością kipisz.
Oj, biedny jesteś nadal mimo wieku,
Bo czubek nosa tylko swego widzisz.
Nie bądź zdziwiony, gdy, milcząc, odejdę,
Zniknę z twojego codziennego życia.
Resztę mej drogi z tymi tylko przejdę,
Przy których zawsze nadzieja rozkwita,
Z nimi chcę dzielić znoje i radości,
Z nimi chleb łamać, choćbym okruch zjadła,
Z nimi dojrzewam w wierze i miłości,
Bo w nich nadzieja – siła nie wyblakła.
Ruszam z dobytkiem na zgarbionych plecach,
Bo mnie do lotu szczodrze motywują
Ci o gorących, kochających sercach,
Którzy się we mnie orła dopatrują.
Żegnaj! ty, który przedmiot we mnie widzisz,
Z podmiotowości wiecznie mnie okradasz.
Szczerze współczuję, że wciąż się nie wstydzisz
Tego, iż gardząc drugim, siebie zdradzasz.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz