Idzie człowiek chodnikiem ze słońcem na czole,
Które w pocie się topi złocistą poświatą.
Krok za krokiem się ciągnie w trudzie i mozole.
Ktoś go wygnał, przegonił… nie wiadomo za co.
Wiatr go szarpie za włosy, nie mając litości.
Oczy bledną mu w bólu utrapionej duszy.
Na siłę się uśmiecha, chociaż coś go złości.
Rozgląda się nieufnie zanim się poruszy.
Idzie… chyba bez celu, bo zrezygnowany.
Głowa wisi w ramionach wzrokiem przygwożdżona
Do betonu, co w ziemię wrasta wprasowany…
Dusza każdym oddechem w ciele wątłym kona.
U brwi wiszą mu myśli czymś niepokojone.
Oczy zdają się błądzić, szukając ratunku.
Godność wciska mu ręce w kieszenie sklejone,
Aby się nie wyrwały jak do poczęstunku.
Z czym zmaga się ten człowiek, całkiem pominięty?
Tłum go zewsząd opływa, połyka głów falą,
A on idzie pokorny jak z ołtarza święty –
Nic nie ma, a jakoby mu to nic starczało.
Przyglądam się tej drobnej, zmiażdżonej postaci,
Co z imadła przechodniów niemal nie wystaje.
Ile przegrał i ile jeszcze w życiu straci?
Czy już upadł, czy raczej wciąż się nie poddaje?
Wyjął z płaszcza chusteczkę, aby przetrzeć oczy,
Lecz wiatr wyrwał mu z dłoni skrawek materiału
I wystrzelił swą zdobycz na trawnik jak z procy,
A więc człowiek szedł za nim… niestety pomału.
Nie odzyskał chusteczki i łzą zrosił rzęsy.
Na kolana się zsunął pod krzyżem przykrości,
Wdzierając się w te moje kilka prostych wierszy
Na linię pobudzonej, szczerej wrażliwości.
Wpisuję więc człowieka w te wersy z nadzieją,
Że, gdy mijać go będziesz kiedyś na chodniku,
Twe oczy się do niego przyjaźnie zaśmieją,
Dając mu owym gestem radości bez liku,
Bo tak czasem niewiele potrzeba do szczęścia –
Zwykłe, proste „Dzień dobry” uskrzydla człowieka
I zakrada się miłość tym słowem do serca,
Choć samotność na niego w czterech ścianach czeka.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz