Śnieg prószy jak mąka przesiewana przez sito,
Opadająca puchem na starą stolnicę,
Pachnąca niczym słońcem uprażone żyto –
Jej okruch latarń jasną przysłania źrenicę.
Wokół jest jeszcze ciemno i świat nadal drzemie.
Ciszy fale o drzewa szumem uderzają.
Jak bardzo człowiek dzisiaj jest w wielkiej
potrzebie,
Pojęcia o tym ludzkie umysły nie mają.
Jeszcze wszystko uśpione, więc zda się dziewicze,
Lecz niebawem się kłamstwo do życia obudzi,
Każdy na twarz zaciągnie ciężką przyłbicę,
Więc dlatego pobudką tak strasznie się trudzi.
Zaraz zadrżą głośniki prawdy zniekształceniem
A świadomość zatraci zdolność rozróżnienia,
Co jest dobrem dla ciała, dla duszy zbawieniem
I co zrobić, by nie przejść dziś odczłowieczenia.
Nalot recept na szczęście zbombarduje wiarę,
Że się umie cokolwiek i cokolwiek znaczy.
Wciąż za sznurki ktoś ciągnie bezczelnie, zuchwale
I ochłapem ze stołu, jak psa, karmić raczy.
Obłudnicy ze szklanych ekranów wciąż głoszą,
Że zabijać potrzeba, co nienarodzone,
O wrażliwość dla zwierząt żebrzą oraz proszą,
Bo od dzieci z łon matek są bardziej cenione.
Ktoś na kogoś powiedział świnia, a o świni,
Że jest przecież osobą oraz bratem mniejszym.
Człowiek się na człowieka jak na mięso ślini.
Dzik się staje od ludzi więcej niż ważniejszy.
Walczą słowem wulgarnym dla karpia o życie,
Nazywając mordercą tego, kto je ryby,
A tymczasem jak hieny w najlepszym rozkwicie
Gniotą w dłoniach z aborcji płody niczym grzyby.
W akcie zemsty bez całkiem słusznego powodu
Dziś się niszczy przechodnia, który się uśmiecha.
Grono znawców w odorze paskudnego smrodu
Doszukuje się piżma zapachu, orzecha…
Domy szczelnie zamknięte – ludzie znieczuleni,
Ogłupiali nie widzą, w którą skręcić stronę.
Usychają samotnie byciem swym zmęczeni.
Jutro zdaje się zjawiać całkiem nieproszone.
Zacierają granice i depczą tożsamość.
Kim lub czym jestem w końcu?! – tracę rozeznanie.
Czy ktokolwiek uczyni kiedykolwiek zadość
Za to ludzi deptanie oraz poniżanie?!
Świat wystroił się w suknię bez majtek pod spodem
I w obłędzie szaleństwa opętanych dzieci
Stanął dzisiaj na głowie, a więc mimochodem
Kiecka twarz zasłoniła, no i dupą świeci.
Przykro patrzeć na ludzkość, która zwariowała
I się stara wszystkiego, i wszystkich być bogiem,
Widać bowiem, że temu wcale nie sprostała
I własnej ewolucji stanęła przed progiem.
Dziś człowiek robi rzeczy, których się nie godzi,
Humanizacja zwierząt sprytnie postępuje…
Może więc od człowieka to małpa pochodzi,
A nie!, jak Darwinowi, to się przypisuje?!...
Póki jeszcze śpią wszyscy, wychodzę na spacer,
Delektuję się światem w dziewiczej postaci,
Który szelestem wiatru szepcze, że coś znaczę,
Choć niewielu mam dzisiaj w swej naturze braci.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz