środa, 27 października 2021

PRZELOTNOŚĆ

Zaledwie wczoraj kwiaty pływały

Na oceanach traw barw zieleni,

W których zroszeniu słońce się mieni

I błękit nieba wtapia się cały.

 

Zaledwie wczoraj paryska rewia

W drzew pióropusze, tiule strojona,

Zapachem perfum mocno skropiona

Śpiewała ptasim głosem… wciąż śpiewa,

 

Choć… jakby ciszej i nostalgicznie…

Ledwo przebija się przez gwizdanie,

Którym wiatr słynie wręcz niesłychanie,

Siejąc nut dźwięki niemal magicznie

 

Wchodzi w przestrzenie w liści żabotach

I w marynarkach z babiego lata.

Na kapeluszu gałęzi krata

Zdaje się tonąć w świszczących lokach.

 

W dłoniach o palcach wierzbowej witki

Tasuje talię kart szeleszczących.

Tarczą ruletki cyfr wirujących

Strąca z konarów owoc -zysk szybki

 

I, jak w kasynie, szasta banknotem

Co szumi ręką w przestrzeń rzucany,

Rdzawo-bordowo pomalowany

Połyskujący w obrotach złotem.

 

Ziemia też pachnie grzybem pod ściółką

I liśćmi, które deszcz skleja w wianek

Spięty brązowo lśniącym kasztanem,

Przyozdobiony miękką kłosówką.

 

Powietrze zda się mokre od chłodu.

Szronem, porankiem, drży na roślinach,

Co zastygają w srebrnych łupinach

Jakoby księżyc skapywał w nowiu…

 

Z człowiekiem bywa całkiem podobnie –

Zaledwie wczoraj zda się poczętym,

A rankiem wstaje lekko przygiętym

I nie wygląda już tak nadobnie.

 

Przelotne życie mrozem włos ścina,

Na brwiach osiada jak szadź na trawie,

A ręce, nogi jak drzewa prawie,

Które żałobnie jesień rozpina.

 

Chłód tylko szczypie zbolałe kości

A mgła zasłania tkaniną oczy…

Taki człeczyna szelestem kroczy

W liściach rzucanych pod stopy w złości.

 

Tak i mnie gasi życia przelotność.

Czas szlakiem zmarszczek znaczy swe ślady,

Lecz mimo tego nie czuję zdrady

I że mnie nęka przykra samotność,

 

Bo w przelotności widzę najwięcej,

Doceniam każdy okruszek drogi.

Mam dzięki temu stan słodko błogi

I czuję wdzięczność, nie chcąc nic więcej,

 

By nie przegapić rozkoszy szczęścia,

Które jest obok, w zasięgu ręki.

Ten, co przeklęty głodem udręki,

Wciąż za czymś pędzi i radość płoszy

 

I nagle w wiośnie gaśnie jak zima,

Tracąc po drodze dwie pory roku.

Do zachłanności nie równa kroku.

W galopie pada… i wciąż nic nie ma.

 

Biedny człowieku pychą złamany

Zrozum, że duszę można nakarmić,

Ciało pochłonie zasób spiżarni,

A mimo tego zaśniesz głodzony.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



2 komentarze:

  1. Piękny wiersz.... o urokach przemijania ale też o bezsensownym pędzie za czymś, bądż... ucieczką przed czymś?z ostateczną refleksją/przesłaniem?:

    "Biedny człowieku pychą złamany

    Zrozum, że duszę można nakarmić,

    Ciało pochłonie zasób spiżarni,

    A mimo tego zaśniesz głodzony"...

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo serdecznie dziękuję za te trafne słowa komentarza. Pozdrawiam i zachęcam do lektury kolejnych wierszy jako pokarmu dla duszy :)

    OdpowiedzUsuń