Zaledwie wczoraj kwiaty pływały
Na oceanach traw barw zieleni,
W których zroszeniu słońce się mieni
I błękit nieba wtapia się cały.
Zaledwie wczoraj paryska rewia
W drzew pióropusze, tiule strojona,
Zapachem perfum mocno skropiona
Śpiewała ptasim głosem… wciąż śpiewa,
Choć… jakby ciszej i nostalgicznie…
Ledwo przebija się przez gwizdanie,
Którym wiatr słynie wręcz niesłychanie,
Siejąc nut dźwięki niemal magicznie
Wchodzi w przestrzenie w liści żabotach
I w marynarkach z babiego lata.
Na kapeluszu gałęzi krata
Zdaje się tonąć w świszczących lokach.
W dłoniach o palcach wierzbowej witki
Tasuje talię kart szeleszczących.
Tarczą ruletki cyfr wirujących
Strąca z konarów owoc -zysk szybki
I, jak w kasynie, szasta banknotem
Co szumi ręką w przestrzeń rzucany,
Rdzawo-bordowo pomalowany
Połyskujący w obrotach złotem.
Ziemia też pachnie grzybem pod ściółką
I liśćmi, które deszcz skleja w wianek
Spięty brązowo lśniącym kasztanem,
Przyozdobiony miękką kłosówką.
Powietrze zda się mokre od chłodu.
Szronem, porankiem, drży na roślinach,
Co zastygają w srebrnych łupinach
Jakoby księżyc skapywał w nowiu…
Z człowiekiem bywa całkiem podobnie –
Zaledwie wczoraj zda się poczętym,
A rankiem wstaje lekko przygiętym
I nie wygląda już tak nadobnie.
Przelotne życie mrozem włos ścina,
Na brwiach osiada jak szadź na trawie,
A ręce, nogi jak drzewa prawie,
Które żałobnie jesień rozpina.
Chłód tylko szczypie zbolałe kości
A mgła zasłania tkaniną oczy…
Taki człeczyna szelestem kroczy
W liściach rzucanych pod stopy w złości.
Tak i mnie gasi życia przelotność.
Czas szlakiem zmarszczek znaczy swe ślady,
Lecz mimo tego nie czuję zdrady
I że mnie nęka przykra samotność,
Bo w przelotności widzę najwięcej,
Doceniam każdy okruszek drogi.
Mam dzięki temu stan słodko błogi
I czuję wdzięczność, nie chcąc nic więcej,
By nie przegapić rozkoszy szczęścia,
Które jest obok, w zasięgu ręki.
Ten, co przeklęty głodem udręki,
Wciąż za czymś pędzi i radość płoszy
I nagle w wiośnie gaśnie jak zima,
Tracąc po drodze dwie pory roku.
Do zachłanności nie równa kroku.
W galopie pada… i wciąż nic nie ma.
Biedny człowieku pychą złamany
Zrozum, że duszę można nakarmić,
Ciało pochłonie zasób spiżarni,
A mimo tego zaśniesz głodzony.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Piękny wiersz.... o urokach przemijania ale też o bezsensownym pędzie za czymś, bądż... ucieczką przed czymś?z ostateczną refleksją/przesłaniem?:
OdpowiedzUsuń"Biedny człowieku pychą złamany
Zrozum, że duszę można nakarmić,
Ciało pochłonie zasób spiżarni,
A mimo tego zaśniesz głodzony"...
Bardzo serdecznie dziękuję za te trafne słowa komentarza. Pozdrawiam i zachęcam do lektury kolejnych wierszy jako pokarmu dla duszy :)
OdpowiedzUsuń