Zakwitła głowa wiankiem różnych myśli,
Które strzeliły pąkami zadumy
I jak brzemienne kwiatów drzewa wiśni
Szumią jakoby rozszeptane tłumy,
A z nich się słowa do lotu zrywają
I na skrzydełkach płochego wydechu
W przestrzeni kształtem motyli fruwają,
Milknąc i ginąc bez wieści w pośpiechu,
Rzucane cieniem wartości człowieka,
Który rozrzedza wschodząca nadzieja
Na lepsze jutro, co u progu czeka,
Gdzie horyzontu ciągnie się mierzeja.
Unoszę oczy i widzę nad głową
Koronę myśli krążących po niebie.
Na ustach stygnie jeszcze nieme słowo,
W którego dźwięku widzę tylko siebie,
Więc kiedy spłoszę głoski z warg oddechem,
Wzniosę się ponad przyziemne struktury,
Poczuję na wskroś wolności uciechę,
Ciałem jak igłą zszyję w całość chmury
I się zanurzę w gwiazd iskrzące tonie,
Jakoby w deszczu kroplach dryfujących,
Wyciągnę z prośbą jeszcze wyżej dłonie,
Czując natchnienia powiew wzruszający…
A kiedy znowu na ziemię powrócę
Do codzienności pastelowo szarej,
Myśli w zapisie pod nosem zanucę,
W mym sercu czując wdzięczność za słów parę,
Które na kartkę przelałam bezwiednie
I w których widzę odcień mojej duszy,
Co się wykrada w zdania potajemnie,
Gdy ciało z czasem powoli się kruszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz