piątek, 30 października 2020

O, DUSZO!...

O, rozszarpana na strzępy duszo moja,

Której nici wiatr targa po całym świecie –

Ty płochego ciała rzetelna ostoja,

Z krzyżem zmartwień codziennych, cierpień na grzbiecie!

 

Jakże ciebie pocieszyć na łez padole?!...

Jakże wesprzeć, pokrzepić, byś nie zwątpiła?

Jak przekonać twoją bezwzględną niedolę,

Byś do Nieba szczęśliwie duszo wróciła?

 

O, duszo moja, jakoby ptak bez skrzydeł,

Z błękitnych przestrzeni zepchnięta na ziemię,

Zniewolona siecią niegodziwych sideł…

W twoją stronę lecą dziś wrogie kamienie.

 

Jak cię uodpornić na czasy współczesne,

W których człowiek rzeczą wbrew sobie się staje?

Jakże ciebie dręczy to życie doczesne,

Które od natury twej duszo odstaje?

 

O, znaczona obcasem duszo czcigodna

Wciąż rozkładasz ramiona głodne przestrzeni –

Ty!, do upadłości, duszo, niepodobna

Czekasz wciąż w cierpliwości, że świat się zmieni,

 

A tymczasem wypełza to, co najgorsze,

Obrzydliwszym się wobec wczoraj wydaje.

Gdyby wszystko wokół było, duszo, prostsze…

Ale świat od Boga za mocno odstaje.

 

Duszo, której ciało kurczowo się trzyma,

Uwięziona do śmierci w ciemnicy zgiełku

Niech w Bogu będzie twojej siły przyczyna

I mimo zgnilizny weź!, i we mnie kiełkuj.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz