Wiatr gwałtownym podmuchem pootwierał na oścież okna w salonie, w którym stał już tylko fortepian w politurze czarnego koloru niczym we fraku obsypanym delikatną powłoką kurzu. W fali owego jesiennego westchnienia przefrunęła nad podłogą kartka papieru. Przetoczyła się kilkakrotnie po parkiecie, niczym baletnica w piruecie, po czym… przywarła do nogi instrumentu, jak dłoń w białej rękawiczce, nie potrafiąca pogodzić się z rozstaniem…
- Zmarzniesz babciu. – Ola
otuliła ramiona staruszki wełnianą chustą, dłonią rozcierając jej lekko
przygarbione plecy. Kobieta jednak nie zareagowała, siedząc w bezruchu w
starym, wiklinowym fotelu i wpatrując się niemal magnetycznie w błyszczący
czernią fortepian. – Babciu… - powtórzyła Ola, próbując wtopić się swym spojrzeniem
w rozmarzone, nieobecne oczy staruszki, błądzące za kimś lub za czymś gdzieś… w
zamglonej, sinej dali nieodgadnionych myśli, albo wspomnień – zmarzniesz… -
wyszeptała dziewczyna, całując starszą panią w czoło.
- Mamo!... Mamo!... – echo
niosło przez puste pokoje troskliwe wołanie.
- Tutaj jest babcia! –
krzyknęła Ola, patrząc w stronę drzwi wejściowych do salonu, w których
nieoczekiwanie pojawił się wysoki, krępy mężczyzna z lekko łysiejącą głową, w
której wysokim czole odbijało się powoli zachodzące słońce. – Czy to konieczne?
– zapytała Ola, oplatając ramieniem posturę wciśniętej w fotel staruszki.
- Kochanie, - wyszeptał
mężczyzna – przecież już rozmawialiśmy na ten temat. Babcia ma demencję
starczą… - głos zadrżał mu wzruszeniem – Choroba będzie postępowała… Będzie
gorzej, tylko gorzej. To bardzo dobry dom opieki…
- Panowie już skończyli? –
wtrąciła Ola, ocierając z oczu łzy.
- Jeszcze kilka pudeł i
sekretarzyk z gabinetu dziadka… Za godzinę powinniśmy już wracać do domu.
Pomogę im, - wyjaśniał, zamykając szczelnie okna – będzie szybciej. – zatrzymał
się na chwilę, wpatrując się w staruszkę z wyraźnym rozrzewnieniem. Lekki
uśmiech rozczulenia rozjaśnił wąskie usta, przysłonięte grubym, oszronionym
wąsem. – Pomogę im… - powtórzył skrępowany sytuacją, wychodząc z salonu i
kilkakrotnie spoglądając na siedzące w nim kobiety.
- A, pamiętasz babciu, - zapytała
z lekkim uśmiechem Ola, tuląc do siebie głowę staruszki pełną sprężystych,
siwych loków – jak tańczyliśmy tutaj na sylwestra? – roześmiała się serdecznie
na wspomnienie tej chwili, nie mogąc powstrzymać w sobie wybuchu szczerej
radości – Wujek Tadzik zaczepił nogami o kabel z lampkami i przewrócił się,
uderzając głową o fortepian…
- Ale ty jesteś ładna… -
zachwyciła się staruszka, w dłonie tuląc twarz Oli i uważnie się jej
przyglądając, z nieukrywanym, widocznym podziwem – Piękna jesteś… Masz męża?
- Babciu, - Ola uśmiechnęła się
niepewnie, obejmując rękoma dłonie starszej pani. – przecież wiesz, że nie…
- A, czyja ty jesteś dziecino?
– zapytała, odsuwając się myślami w zupełnie inny wymiar, jakby w żaden sposób
niespokrewniony z obecną sytuacją.
- Babciu, to ja… Ola… Jestem
twoją wnuczką, córką twojego syna Janusza…
- Nie znam… - wzruszyła
obojętnie ramionami starsza pani – Janusz… Janusz… - powtórzyła kilkakrotnie,
odpływając w przeszłość, po czym odwróciła się z promiennym uśmiechem do Oli,
klaszcząc triumfalnie w dłonie – Był taki jeden Janusz… Oj, to był bardzo dobry
człowiek. Myśmy chodzili do jego sadu na złodziejkę, żeby sobie trochę jabłek
podjeść… Bieda była w domu okropna. Ty wiesz, że on nawet i chlebem, i mlekiem
nas częstował?... Mamusia miała nas dziewięcioro dzieci, a po śmierci tatusia
tylko z tego, co ziemia dała mogła nakarmić rodzinę… Oj, biednie było, biednie…
A, ty masz pracę? – zapytała po chwili zadumy.
- Tak babciu, mam.
- To dobrze, dobrze moja droga.
– odetchnęła z ulgą, poklepując Olę dłonią po ręku – Dobrze, że masz pracę…
Będziesz miała pieniądze na chleb… - i ponownie zapadła w toni głębokiego
zamyślenia, a po chwili znów wpatrywała się w twarz Oli z wyraźnym podziwem,
ale i z wyraźną niewiadomą – Czyja ty jesteś dziecko? – zapytała szeptem z
delikatnym uśmiechem na ustach.
- Twoją wnuczką.
- Tak?
- Tak babciu. Jestem twoją
wnuczką…
- Zimno tu u ciebie. Czemu mnie
tu przyprowadziłaś?
- To jest twój dom babciu. –
wyjaśniała Ola – Jesteśmy w twoim domu… - starsza pani zamilkła, wpatrując się
w fortepian i nie odrywając od instrumentu wzroku pełnego miłości,
wdzięczności, szczęścia i słodyczy podobnej do dziecięcej radości,
promieniejącej w wyblakłych, szklących się mgłą źrenicach – Nie pamiętasz… -
dziewczyna westchnęła bezradnie. Wtem kobieta wstała, rozcierając splecione
palcami dłonie. Chwiejnym, niepewnym krokiem ostrożnie zbliżyła się do
fortepianu, dotykając kruczej obudowy wzrokiem niepohamowanego wzruszenia.
Zatrzymała się na moment. Była bardzo mocno podekscytowana. Stała w miejscu,
dygocąc z namiętnego podniecenia radości, rozsadzającej jej bezradne wobec
wrażliwości serce. Wilgotność łez zaiskrzyła bystrością żywego w jej głowie
skojarzenia. Odwróciła się w stronę Oli. Dłonią wskazała na instrument, jakby
chciała zaprezentować fortepian w jego pełnej krasie dostojeństwa. Następnie
skierowała całą posturę drżącego ciała w kierunku czarnego mebla, stojącego w
salonie od… - w odczuciu Oli – niepamiętnych lat. Postawiła przed sobą parę
kroków, po czym ponownie się zatrzymała, ponownie spojrzała na wnuczkę, nie
wstydząc się łez wzruszenia, spływających po pomarszczonych, dygocących
policzkach, a po chwili stała już przy fortepianie, ostrożnie rozkładając
pokrzywione starością dłonie na opuszczonej głównej nakrywie instrumentu.
- Grasz na fortepianie?! –
zapytała z ekscytacją, pieszczotliwie dotykając opuszkami palców pulpitu i
klawiatury.
- Nie… - odparła zaskoczona
reakcją babci Ola.
- Nie?! – zdziwiła się
staruszka – Jaka szkoda! Jaka szkoda!... Już jako dziecko marzyłam, by zostać
pianistką międzynarodowej sławy. – wspominała z rozczuleniem starsza pani,
głaszcząc bezdźwięcznie czarno-białe klawisze instrumentu – Wieczorami siadałam
przy stole i udawałam, że gram na fortepianie, że akustyka niesie pięknym echem
nieskazitelnie czysty dźwięk strun i młoteczków, ukrytych pod rozłożoną
skrzydłem nakrywą, a wszyscy wokół mnie zachwycają się wyjątkowością i instrumentu,
i mojego talentu oczywiście… - staruszka roześmiała się szczebiotliwie,
splatając na piersi dłonie – Boże mój, jakże marzyłam, by zostać wybitnej sławy
pianistką… jakże marzyłam…
- Nigdy nie słyszałam, byś
kiedykolwiek grała na fortepianie. – wtrąciła nieśmiało Ola, ostrożnie
podchodząc do babci, jakby bała się ją spłoszyć i w ten sposób wyrwać z
opowiadania wskrzeszanych radością wspomnień.
- Bo nie umiem… - westchnęła z
bólem starsza pani, nerwowo wzruszając ramionami.
- Jak to?! – zdziwiła się Ola, wskazując
bezradnie rozłożonymi dłońmi stojący przed nimi fortepian – Przecież… on tu
stoi… odkąd pamiętam… Myślałam, że grywałaś kiedyś na nim i że… Naprawdę, nie
umiesz grać na fortepianie?! Przecież… mówiłaś, że marzyłaś, by zostać wybitną
pianistką…
- Mamusi nie było stać na
pianino, fortepian czy nawet naukę muzyki… mamusi nie było stać… - powtórzyła z
wyraźnym rozczarowaniem i żalem w smutnym głosie – Później wybuchła wojna… -
rozmowa wyraźnie podrażniła starszą panią. Kobieta oplotła ciało wełnianą chustą,
jakby się chciała w niej cała schować. Nerwowo poruszała ramionami i potrząsała
lekko głową. – Czy to takie dziwne, że brak pieniędzy odbiera ludziom prawo do
realizacji ich marzeń?!
- Nie, absolutnie, że nie. –
Ola przestraszyła się reakcją babci, więc wyciągając asekuracyjnie ręce w jej
kierunku, starała się ją owym gestem troski wyciszyć i uspokoić – Wielu ludzi
zostało przez to nieodkrytych…
- Masz dzieci? – kobieta
spojrzała w oczy Oli z rozpromienieniem rosnącego w niej spokoju.
- Nie, nie mam babciu.
- Jak będę miała dzieci, -
wtrąciła starsza pani – to zadbam, by umiały grać na fortepianie.
- Zdziwiłabyś się. – zaśmiała
się Ola, zasłaniając dłonią usta – Tata nie ma słuchu…
- Bzdura! – oburzyła się
starsza pani – Mój tatuś wspaniały miał głos. Jak on śpiewał, jak on śpiewał…
Oj, żebyś ty słyszała, jak on śpiewał… Po żniwach, na przykład, to cała wieś
przychodziła, by pomóc, ale i po pracy posłuchać jak śpiewa i jak już tatuś dał
się uprosić, to cały świat zamierał… Taki miał głos!... Taki miał piękny głos…
Szkoda, że nie miał zaparcia, by rozwijać swój talent… Wtedy było dużo łatwiej
niż dziś…
- Jesteście! – wpadł do salonu
szczebiotliwy głos eleganckiej starszej pani w kapeluszu z siwym piórkiem – A,
już się bałam, że was nie zastanę.
- Dobry wieczór pani Krystyno.
– wyszeptała Ola, nie ukrywając zaskoczenia, wywołanego niespodziewaną wizytą
sąsiadki babci, za którą ta nawet nie przepadała, utrzymując z nią raczej
dyplomatyczno – poprawne stosunki, wymuszone miejscem zamieszkania, ale na
pewno nie sympatią, jak to raczył zawsze odczytywać ów nieproszony gość.
- Jak się czujesz moja droga?!
– z przesadnym krzykiem wyartykułowała elegancka kobieta, o rudawych włosach,
wystających koniuszkami kosmyków spod kapelusza – Jesteś zdrowa?!
- Babcia przecież słyszy. –
oznajmiła z poirytowaniem Ola.
- Nigdy nie wiadomo, moja
droga, – wyjaśniła Krystyna, zasłaniając dłonią twarz, jakby próbowała ukryć
przed obok stojącą starszą panią domu treść szeptem cedzonych słów – kiedy jej
się pogorszy. Raz mówi sensownie, a raz w cały świat. Ze słuchem może być
podobnie. To już stara kobieta jest…
- Sama jesteś stara!, -
wtrąciła staruszka, zaplatając ręce na piersi – i w dodatku ruda, a to znaczy,
że wredna…
- Babciu…
- A, mówiłam, że niekiedy gada
w cały świat? – kobieta rozglądając się bacznie dokoła, spacerowała wolno po
salonie – Boże, jakie tu kiedyś życie tętniło…
- Prawda? – westchnęła z
rozmarzeniem Ola – Żal wspominać, kiedy teraz wszystko minęło…
- I to bezpowrotnie, niestety,
bezpowrotnie… Sprzedaliście już fortepian? – zapytała Krystyna, zerkając
chytrze na instrument.
- Fortepian nie jest na
sprzedaż! – oznajmiła starsza pani – To bezcenna pamiątka rodzinna.
- Daj spokój!, moja droga. –
roześmiała się Krysia, ściągając z dłoni rękawiczki – Jutro nawet nie będziesz
pamiętać, co to w ogóle jest i do czego służy…
- Fortepian nie jest na
sprzedaż! – tupnęła nogą starsza pani, zagryzając nerwowo usta – To skarb mojej
rodziny.
- Może napijemy się herbaty? –
zaproponowała Ola.
- Chce mi się siusiu… -
oznajmiła starsza pani, skubiąc palcami pasek spódnicy – Muszę iść do toalety.
Ola wyprowadziła babcię z
salonu, a gdy po chwili wróciła sama, zastała panią Krystynę siedzącą przy fortepianie.
Kobieta kołysała się przy instrumencie lekko i swobodnie, niczym liść niesiony
delikatnym podmuchem jesiennego wiatru. Dłonie jej palców zaledwie muskały
drzemiące twardo klawisze, które nagle pod wpływem ciepłych opuszków budziły
się do życia, jak kwiaty rozchylające na wiosnę falbany swych płatków. Dźwięki
płynęły w wypełnioną echem przestrzeń, nie płosząc wszem obecnej ciszy.
- O, - zachichotała pani
Krystyna, wyrwana z transu muzyki obecnością Oli – nie zauważyłam ciebie,
drogie dziecko.
- Pani gra…
- Jestem nauczycielką muzyki,
moja droga. – oznajmiła dumnie Krystyna wynurzając majestatyczne spojrzenie zza
pulpitu fortepianu – Niestety… - dodała po chwili – na emeryturze.
- Pani chce kupić fortepian
babci?
- Ona nawet nie zna nut! –
zadrwiła bezczelnie – Instrument się marnuje, a u mnie miałby szansę na drugie
życie.
- Ale… - zawahała się Ola –
jako nauczycielka muzyki, z pewnością posiada pani w domu taki instrument.
- Owszem!, - oznajmiła dumnie
Krystyna – ale ten fortepian jest wyjątkowy…
- Jak każdy inny. –
zamanifestowała swe niezadowolenie Ola, unosząc pewnie głowę i spoglądając na
panią Krystynę z delikatną pogardą, na którą ta słusznie sobie zasłużyła
śmiałością ironii oraz drwiny.
- Nie masz racji, moja droga.
Nie masz racji! – zaszczebiotała Krysia – Ten jest jedyny w swoim rodzaju.
- Nie rozumiem…
- W każdym razie, - wtrąciła
niecierpliwie Krysia – gdybyście się zdecydowali sprzedać fortepian, proszę się
ze mną skontaktować. Przebiję każdą cenę. Pieniądze się wam przydadzą. Domy
opieki bardzo dużo kosztują…
- O to akurat nie musi się pani
martwić…
- Moje dziecko, - stanowczym
głosem wtrąciła pani Krysia – dąsami babci nie pomożesz.
Drzwi salonu zatrzasnęły się z
lekkim hukiem. Ola została sama. Rozejrzała się wokół, nie potrafiąc zdusić w
sercu wzruszenia i poczucia niesprawiedliwości. Sentymentalnie dotykając
milimetrów pustego salonu, wspominała chwile, które sączyły się w nim ze
szczerą, spontaniczną radością w poczuciu prawdziwego, rodzinnego szczęścia,
niczym musujący upojeniem szampan. Podeszła do okna, przytulając do chłodnej
szyby zatroskane zadumą czoło. Krople deszczu wydawały się chcieć wpaść do
środka. Uderzały koralami wody o szyby i rozpryskiwały się, i spływały wstążką mokrego
śladu w kierunku pustych donic, stojących pod balkonowymi drzwiami. Po chwili
podeszła do fortepianu. Palcami dotykała jego boku, wygiętego czarną politurą
jednolitego koloru i przypominającego kibić kobiety, która właśnie w kruczej,
błyszczącej i mocno opinającej ciało sukni stanęła na scenie w półmroku
ekskluzywnego klubu, w oparze tytoniu i alkoholu, damskich oraz męskich perfum,
czekając w bezruchu na blask reflektorów…
Ola usiadła przy fortepianie.
Szczupłe dłonie o długich, wąskich palcach ułożyła na klawiaturze instrumentu,
ale miękko i ostrożnie, by nie zbudzić strun i młoteczków, zdających się być
zaklętymi w głęboki, wieczny sen.
- Olu, - w drzwiach salonu
pojawił się ojciec, wsunięty ciałem między skrzydło a futrynę, jakby
przynaglony do pośpiechu – czas na nas…
- Wiedziałeś, że babcia chciała
być pianistką? – zapytała dociekliwie, wpatrując się w oczy mężczyzny z
niebywałą wnikliwością – Nawet nie umiała grać na fortepianie… Nie było jej
dane…
- Tak. – potwierdził.
- Czy dlatego kupiła fortepian?
- To nie babcia kupiła
fortepian…
- Nie?!, - zdumiała się Ola –
więc kto?
- Mój tato. – Janusz wszedł do
salonu. Stanął przed oknem, błądząc wzrokiem w jesiennym mroku zachłannego na
czas wieczoru – Mój tato,… Stasiu… - uśmiechnął się serdecznie – Stasiu był
niesamowitym mrukiem…
- Kim?! – zaśmiała się
wzruszona wspomnieniami ojca Ola.
- Mrukiem. No wiesz,… niewiele
mówił. A, milczał jak grób, gdy trzeba było cokolwiek powiedzieć miłego. –
uśmiechnął się, rozczulony rozpamiętywaniem portretu swego taty – Nigdy,
nigdy!, przez całe pięćdziesiąt lat małżeństwa… – uniósł ostrzegawczo
wskazujący palec – nie powiedział mojej mamie, że ją kocha, a świata poza nią
nie widział.
- Skąd wiesz, że nie widział
poza nią świata?
- Bo przez całe swoje życie,
które do lekkich, łatwych i przyjemnych nie należało!, zbierał w tajemnicy
przed wszystkimi pieniądze, by właśnie na pięćdziesiątą rocznicę ślubu podarować
swojej umiłowanej żonie fortepian, o którym ona tak bardzo marzyła…
- Boże… - Ola ukryła twarz w
dłoniach, zalewając się łzami wzruszenia – nie możemy go sprzedać… - szlochała
bez opamiętania.
- Oczywiście, że nie! –
oznajmił stanowczo Janusz – Ten fortepian to najpiękniejsze wyznanie miłości,
jakie kiedykolwiek mógłby poznać świat.
- To skarb rodzinny… - łkała
Ola – Tak powiedziała babcia. – wyjaśniła dławiąc się płaczem.
- Tak kochanie, to skarb
rodzinny. – Janusz mocnymi ramionami przytulił córkę, obsypując jej głowę
pocałunkami.
- A, ty wiesz, że pani Krysia
chce go kupić?
- Pani Krysia kochała się
bardzo w moim tacie i dlatego babcia jej tak nie lubiła…
- I chyba nadal jej nie lubi. –
zaśmiała się Ola, wycierając twarz mokrą od łez.
- Bo pani Krysi chyba nie
przeszła miłość do Stasia… Mój tatuś był prawdziwym dżentelmenem. Bardzo
podobał się kobietom. Mam to po nim… - zaśmiał się serdecznie, przytulając w
ramionach Olę.
- Pewnie, pewnie… -
zachichotała – A, mama chociaż o tym wie?!
- Oczywiście!, - oznajmił –
dlatego za mnie wyszła za mąż.
- Też zbierasz w tajemnicy
przed wszystkimi pieniądze na jakiś szczególny prezent dla mamy? – zażartowała
Ola.
- Nie. Nikt już nie będzie tak
oryginalnie piękny w miłości, jak mój tato… Chodźmy. Mama z babcią czekają na
nas w samochodzie.
Ola zatrzymała się w progu
salonu, patrząc na fortepian ze szczególnym uznaniem jego wartości, której już
nikt nigdy w żaden sposób nie będzie w stanie wycenić, bo niemożliwym jest oszacowanie
duszy człowieka, którą symbolizował ten właśnie instrument, stojący samotnie a dostojnie w
pustym pokoju opuszczonego domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz