czwartek, 8 października 2020

FORTEPIAN

Wiatr gwałtownym podmuchem pootwierał na oścież okna w salonie, w którym stał już tylko fortepian w politurze czarnego koloru niczym we fraku obsypanym delikatną powłoką kurzu. W fali owego jesiennego westchnienia przefrunęła nad podłogą kartka papieru. Przetoczyła się kilkakrotnie po parkiecie, niczym baletnica w piruecie, po czym… przywarła do nogi instrumentu, jak dłoń w białej rękawiczce, nie potrafiąca pogodzić się z rozstaniem…

- Zmarzniesz babciu. – Ola otuliła ramiona staruszki wełnianą chustą, dłonią rozcierając jej lekko przygarbione plecy. Kobieta jednak nie zareagowała, siedząc w bezruchu w starym, wiklinowym fotelu i wpatrując się niemal magnetycznie w błyszczący czernią fortepian. – Babciu… - powtórzyła Ola, próbując wtopić się swym spojrzeniem w rozmarzone, nieobecne oczy staruszki, błądzące za kimś lub za czymś gdzieś… w zamglonej, sinej dali nieodgadnionych myśli, albo wspomnień – zmarzniesz… - wyszeptała dziewczyna, całując starszą panią w czoło.

- Mamo!... Mamo!... – echo niosło przez puste pokoje troskliwe wołanie.

- Tutaj jest babcia! – krzyknęła Ola, patrząc w stronę drzwi wejściowych do salonu, w których nieoczekiwanie pojawił się wysoki, krępy mężczyzna z lekko łysiejącą głową, w której wysokim czole odbijało się powoli zachodzące słońce. – Czy to konieczne? – zapytała Ola, oplatając ramieniem posturę wciśniętej w fotel staruszki.

- Kochanie, - wyszeptał mężczyzna – przecież już rozmawialiśmy na ten temat. Babcia ma demencję starczą… - głos zadrżał mu wzruszeniem – Choroba będzie postępowała… Będzie gorzej, tylko gorzej. To bardzo dobry dom opieki…

- Panowie już skończyli? – wtrąciła Ola, ocierając z oczu łzy.

- Jeszcze kilka pudeł i sekretarzyk z gabinetu dziadka… Za godzinę powinniśmy już wracać do domu. Pomogę im, - wyjaśniał, zamykając szczelnie okna – będzie szybciej. – zatrzymał się na chwilę, wpatrując się w staruszkę z wyraźnym rozrzewnieniem. Lekki uśmiech rozczulenia rozjaśnił wąskie usta, przysłonięte grubym, oszronionym wąsem. – Pomogę im… - powtórzył skrępowany sytuacją, wychodząc z salonu i kilkakrotnie spoglądając na siedzące w nim kobiety.

- A, pamiętasz babciu, - zapytała z lekkim uśmiechem Ola, tuląc do siebie głowę staruszki pełną sprężystych, siwych loków – jak tańczyliśmy tutaj na sylwestra? – roześmiała się serdecznie na wspomnienie tej chwili, nie mogąc powstrzymać w sobie wybuchu szczerej radości – Wujek Tadzik zaczepił nogami o kabel z lampkami i przewrócił się, uderzając głową o fortepian…

- Ale ty jesteś ładna… - zachwyciła się staruszka, w dłonie tuląc twarz Oli i uważnie się jej przyglądając, z nieukrywanym, widocznym podziwem – Piękna jesteś… Masz męża?

- Babciu, - Ola uśmiechnęła się niepewnie, obejmując rękoma dłonie starszej pani. – przecież wiesz, że nie…

- A, czyja ty jesteś dziecino? – zapytała, odsuwając się myślami w zupełnie inny wymiar, jakby w żaden sposób niespokrewniony z obecną sytuacją.

- Babciu, to ja… Ola… Jestem twoją wnuczką, córką twojego syna Janusza…

- Nie znam… - wzruszyła obojętnie ramionami starsza pani – Janusz… Janusz… - powtórzyła kilkakrotnie, odpływając w przeszłość, po czym odwróciła się z promiennym uśmiechem do Oli, klaszcząc triumfalnie w dłonie – Był taki jeden Janusz… Oj, to był bardzo dobry człowiek. Myśmy chodzili do jego sadu na złodziejkę, żeby sobie trochę jabłek podjeść… Bieda była w domu okropna. Ty wiesz, że on nawet i chlebem, i mlekiem nas częstował?... Mamusia miała nas dziewięcioro dzieci, a po śmierci tatusia tylko z tego, co ziemia dała mogła nakarmić rodzinę… Oj, biednie było, biednie… A, ty masz pracę? – zapytała po chwili zadumy.

- Tak babciu, mam.

- To dobrze, dobrze moja droga. – odetchnęła z ulgą, poklepując Olę dłonią po ręku – Dobrze, że masz pracę… Będziesz miała pieniądze na chleb… - i ponownie zapadła w toni głębokiego zamyślenia, a po chwili znów wpatrywała się w twarz Oli z wyraźnym podziwem, ale i z wyraźną niewiadomą – Czyja ty jesteś dziecko? – zapytała szeptem z delikatnym uśmiechem na ustach.

- Twoją wnuczką.

- Tak?

- Tak babciu. Jestem twoją wnuczką…

- Zimno tu u ciebie. Czemu mnie tu przyprowadziłaś?

- To jest twój dom babciu. – wyjaśniała Ola – Jesteśmy w twoim domu… - starsza pani zamilkła, wpatrując się w fortepian i nie odrywając od instrumentu wzroku pełnego miłości, wdzięczności, szczęścia i słodyczy podobnej do dziecięcej radości, promieniejącej w wyblakłych, szklących się mgłą źrenicach – Nie pamiętasz… - dziewczyna westchnęła bezradnie. Wtem kobieta wstała, rozcierając splecione palcami dłonie. Chwiejnym, niepewnym krokiem ostrożnie zbliżyła się do fortepianu, dotykając kruczej obudowy wzrokiem niepohamowanego wzruszenia. Zatrzymała się na moment. Była bardzo mocno podekscytowana. Stała w miejscu, dygocąc z namiętnego podniecenia radości, rozsadzającej jej bezradne wobec wrażliwości serce. Wilgotność łez zaiskrzyła bystrością żywego w jej głowie skojarzenia. Odwróciła się w stronę Oli. Dłonią wskazała na instrument, jakby chciała zaprezentować fortepian w jego pełnej krasie dostojeństwa. Następnie skierowała całą posturę drżącego ciała w kierunku czarnego mebla, stojącego w salonie od… - w odczuciu Oli – niepamiętnych lat. Postawiła przed sobą parę kroków, po czym ponownie się zatrzymała, ponownie spojrzała na wnuczkę, nie wstydząc się łez wzruszenia, spływających po pomarszczonych, dygocących policzkach, a po chwili stała już przy fortepianie, ostrożnie rozkładając pokrzywione starością dłonie na opuszczonej głównej nakrywie instrumentu.

- Grasz na fortepianie?! – zapytała z ekscytacją, pieszczotliwie dotykając opuszkami palców pulpitu i klawiatury.

- Nie… - odparła zaskoczona reakcją babci Ola.

- Nie?! – zdziwiła się staruszka – Jaka szkoda! Jaka szkoda!... Już jako dziecko marzyłam, by zostać pianistką międzynarodowej sławy. – wspominała z rozczuleniem starsza pani, głaszcząc bezdźwięcznie czarno-białe klawisze instrumentu – Wieczorami siadałam przy stole i udawałam, że gram na fortepianie, że akustyka niesie pięknym echem nieskazitelnie czysty dźwięk strun i młoteczków, ukrytych pod rozłożoną skrzydłem nakrywą, a wszyscy wokół mnie zachwycają się wyjątkowością i instrumentu, i mojego talentu oczywiście… - staruszka roześmiała się szczebiotliwie, splatając na piersi dłonie – Boże mój, jakże marzyłam, by zostać wybitnej sławy pianistką… jakże marzyłam…

- Nigdy nie słyszałam, byś kiedykolwiek grała na fortepianie. – wtrąciła nieśmiało Ola, ostrożnie podchodząc do babci, jakby bała się ją spłoszyć i w ten sposób wyrwać z opowiadania wskrzeszanych radością wspomnień.

- Bo nie umiem… - westchnęła z bólem starsza pani, nerwowo wzruszając ramionami.

- Jak to?! – zdziwiła się Ola, wskazując bezradnie rozłożonymi dłońmi stojący przed nimi fortepian – Przecież… on tu stoi… odkąd pamiętam… Myślałam, że grywałaś kiedyś na nim i że… Naprawdę, nie umiesz grać na fortepianie?! Przecież… mówiłaś, że marzyłaś, by zostać wybitną pianistką…

- Mamusi nie było stać na pianino, fortepian czy nawet naukę muzyki… mamusi nie było stać… - powtórzyła z wyraźnym rozczarowaniem i żalem w smutnym głosie – Później wybuchła wojna… - rozmowa wyraźnie podrażniła starszą panią. Kobieta oplotła ciało wełnianą chustą, jakby się chciała w niej cała schować. Nerwowo poruszała ramionami i potrząsała lekko głową. – Czy to takie dziwne, że brak pieniędzy odbiera ludziom prawo do realizacji ich marzeń?!

- Nie, absolutnie, że nie. – Ola przestraszyła się reakcją babci, więc wyciągając asekuracyjnie ręce w jej kierunku, starała się ją owym gestem troski wyciszyć i uspokoić – Wielu ludzi zostało przez to nieodkrytych…

- Masz dzieci? – kobieta spojrzała w oczy Oli z rozpromienieniem rosnącego w niej spokoju.

- Nie, nie mam babciu.

- Jak będę miała dzieci, - wtrąciła starsza pani – to zadbam, by umiały grać na fortepianie.

- Zdziwiłabyś się. – zaśmiała się Ola, zasłaniając dłonią usta – Tata nie ma słuchu…

- Bzdura! – oburzyła się starsza pani – Mój tatuś wspaniały miał głos. Jak on śpiewał, jak on śpiewał… Oj, żebyś ty słyszała, jak on śpiewał… Po żniwach, na przykład, to cała wieś przychodziła, by pomóc, ale i po pracy posłuchać jak śpiewa i jak już tatuś dał się uprosić, to cały świat zamierał… Taki miał głos!... Taki miał piękny głos… Szkoda, że nie miał zaparcia, by rozwijać swój talent… Wtedy było dużo łatwiej niż dziś…

- Jesteście! – wpadł do salonu szczebiotliwy głos eleganckiej starszej pani w kapeluszu z siwym piórkiem – A, już się bałam, że was nie zastanę.

- Dobry wieczór pani Krystyno. – wyszeptała Ola, nie ukrywając zaskoczenia, wywołanego niespodziewaną wizytą sąsiadki babci, za którą ta nawet nie przepadała, utrzymując z nią raczej dyplomatyczno – poprawne stosunki, wymuszone miejscem zamieszkania, ale na pewno nie sympatią, jak to raczył zawsze odczytywać ów nieproszony gość.

- Jak się czujesz moja droga?! – z przesadnym krzykiem wyartykułowała elegancka kobieta, o rudawych włosach, wystających koniuszkami kosmyków spod kapelusza – Jesteś zdrowa?!

- Babcia przecież słyszy. – oznajmiła z poirytowaniem Ola.

- Nigdy nie wiadomo, moja droga, – wyjaśniła Krystyna, zasłaniając dłonią twarz, jakby próbowała ukryć przed obok stojącą starszą panią domu treść szeptem cedzonych słów – kiedy jej się pogorszy. Raz mówi sensownie, a raz w cały świat. Ze słuchem może być podobnie. To już stara kobieta jest…

- Sama jesteś stara!, - wtrąciła staruszka, zaplatając ręce na piersi – i w dodatku ruda, a to znaczy, że wredna…

- Babciu…

- A, mówiłam, że niekiedy gada w cały świat? – kobieta rozglądając się bacznie dokoła, spacerowała wolno po salonie – Boże, jakie tu kiedyś życie tętniło…

- Prawda? – westchnęła z rozmarzeniem Ola – Żal wspominać, kiedy teraz wszystko minęło…

- I to bezpowrotnie, niestety, bezpowrotnie… Sprzedaliście już fortepian? – zapytała Krystyna, zerkając chytrze na instrument.

- Fortepian nie jest na sprzedaż! – oznajmiła starsza pani – To bezcenna pamiątka rodzinna.

- Daj spokój!, moja droga. – roześmiała się Krysia, ściągając z dłoni rękawiczki – Jutro nawet nie będziesz pamiętać, co to w ogóle jest i do czego służy…

- Fortepian nie jest na sprzedaż! – tupnęła nogą starsza pani, zagryzając nerwowo usta – To skarb mojej rodziny.

- Może napijemy się herbaty? – zaproponowała Ola.

- Chce mi się siusiu… - oznajmiła starsza pani, skubiąc palcami pasek spódnicy – Muszę iść do toalety.

Ola wyprowadziła babcię z salonu, a gdy po chwili wróciła sama, zastała panią Krystynę siedzącą przy fortepianie. Kobieta kołysała się przy instrumencie lekko i swobodnie, niczym liść niesiony delikatnym podmuchem jesiennego wiatru. Dłonie jej palców zaledwie muskały drzemiące twardo klawisze, które nagle pod wpływem ciepłych opuszków budziły się do życia, jak kwiaty rozchylające na wiosnę falbany swych płatków. Dźwięki płynęły w wypełnioną echem przestrzeń, nie płosząc wszem obecnej ciszy.

- O, - zachichotała pani Krystyna, wyrwana z transu muzyki obecnością Oli – nie zauważyłam ciebie, drogie dziecko.

- Pani gra…

- Jestem nauczycielką muzyki, moja droga. – oznajmiła dumnie Krystyna wynurzając majestatyczne spojrzenie zza pulpitu fortepianu – Niestety… - dodała po chwili – na emeryturze.

- Pani chce kupić fortepian babci?

- Ona nawet nie zna nut! – zadrwiła bezczelnie – Instrument się marnuje, a u mnie miałby szansę na drugie życie.

- Ale… - zawahała się Ola – jako nauczycielka muzyki, z pewnością posiada pani w domu taki instrument.

- Owszem!, - oznajmiła dumnie Krystyna – ale ten fortepian jest wyjątkowy…

- Jak każdy inny. – zamanifestowała swe niezadowolenie Ola, unosząc pewnie głowę i spoglądając na panią Krystynę z delikatną pogardą, na którą ta słusznie sobie zasłużyła śmiałością ironii oraz drwiny.

- Nie masz racji, moja droga. Nie masz racji! – zaszczebiotała Krysia – Ten jest jedyny w swoim rodzaju.

- Nie rozumiem…

- W każdym razie, - wtrąciła niecierpliwie Krysia – gdybyście się zdecydowali sprzedać fortepian, proszę się ze mną skontaktować. Przebiję każdą cenę. Pieniądze się wam przydadzą. Domy opieki bardzo dużo kosztują…

- O to akurat nie musi się pani martwić…

- Moje dziecko, - stanowczym głosem wtrąciła pani Krysia – dąsami babci nie pomożesz.

Drzwi salonu zatrzasnęły się z lekkim hukiem. Ola została sama. Rozejrzała się wokół, nie potrafiąc zdusić w sercu wzruszenia i poczucia niesprawiedliwości. Sentymentalnie dotykając milimetrów pustego salonu, wspominała chwile, które sączyły się w nim ze szczerą, spontaniczną radością w poczuciu prawdziwego, rodzinnego szczęścia, niczym musujący upojeniem szampan. Podeszła do okna, przytulając do chłodnej szyby zatroskane zadumą czoło. Krople deszczu wydawały się chcieć wpaść do środka. Uderzały koralami wody o szyby i rozpryskiwały się, i spływały wstążką mokrego śladu w kierunku pustych donic, stojących pod balkonowymi drzwiami. Po chwili podeszła do fortepianu. Palcami dotykała jego boku, wygiętego czarną politurą jednolitego koloru i przypominającego kibić kobiety, która właśnie w kruczej, błyszczącej i mocno opinającej ciało sukni stanęła na scenie w półmroku ekskluzywnego klubu, w oparze tytoniu i alkoholu, damskich oraz męskich perfum, czekając w bezruchu na blask reflektorów…

Ola usiadła przy fortepianie. Szczupłe dłonie o długich, wąskich palcach ułożyła na klawiaturze instrumentu, ale miękko i ostrożnie, by nie zbudzić strun i młoteczków, zdających się być zaklętymi w głęboki, wieczny sen.

- Olu, - w drzwiach salonu pojawił się ojciec, wsunięty ciałem między skrzydło a futrynę, jakby przynaglony do pośpiechu – czas na nas…

- Wiedziałeś, że babcia chciała być pianistką? – zapytała dociekliwie, wpatrując się w oczy mężczyzny z niebywałą wnikliwością – Nawet nie umiała grać na fortepianie… Nie było jej dane…

- Tak. – potwierdził.

- Czy dlatego kupiła fortepian?

- To nie babcia kupiła fortepian…

- Nie?!, - zdumiała się Ola – więc kto?

- Mój tato. – Janusz wszedł do salonu. Stanął przed oknem, błądząc wzrokiem w jesiennym mroku zachłannego na czas wieczoru – Mój tato,… Stasiu… - uśmiechnął się serdecznie – Stasiu był niesamowitym mrukiem…

- Kim?! – zaśmiała się wzruszona wspomnieniami ojca Ola.

- Mrukiem. No wiesz,… niewiele mówił. A, milczał jak grób, gdy trzeba było cokolwiek powiedzieć miłego. – uśmiechnął się, rozczulony rozpamiętywaniem portretu swego taty – Nigdy, nigdy!, przez całe pięćdziesiąt lat małżeństwa… – uniósł ostrzegawczo wskazujący palec – nie powiedział mojej mamie, że ją kocha, a świata poza nią nie widział.

- Skąd wiesz, że nie widział poza nią świata?

- Bo przez całe swoje życie, które do lekkich, łatwych i przyjemnych nie należało!, zbierał w tajemnicy przed wszystkimi pieniądze, by właśnie na pięćdziesiątą rocznicę ślubu podarować swojej umiłowanej żonie fortepian, o którym ona tak bardzo marzyła…

- Boże… - Ola ukryła twarz w dłoniach, zalewając się łzami wzruszenia – nie możemy go sprzedać… - szlochała bez opamiętania.

- Oczywiście, że nie! – oznajmił stanowczo Janusz – Ten fortepian to najpiękniejsze wyznanie miłości, jakie kiedykolwiek mógłby poznać świat.

- To skarb rodzinny… - łkała Ola – Tak powiedziała babcia. – wyjaśniła dławiąc się płaczem.

- Tak kochanie, to skarb rodzinny. – Janusz mocnymi ramionami przytulił córkę, obsypując jej głowę pocałunkami.

- A, ty wiesz, że pani Krysia chce go kupić?

- Pani Krysia kochała się bardzo w moim tacie i dlatego babcia jej tak nie lubiła…

- I chyba nadal jej nie lubi. – zaśmiała się Ola, wycierając twarz mokrą od łez.

- Bo pani Krysi chyba nie przeszła miłość do Stasia… Mój tatuś był prawdziwym dżentelmenem. Bardzo podobał się kobietom. Mam to po nim… - zaśmiał się serdecznie, przytulając w ramionach Olę.

- Pewnie, pewnie… - zachichotała – A, mama chociaż o tym wie?!

- Oczywiście!, - oznajmił – dlatego za mnie wyszła za mąż.

- Też zbierasz w tajemnicy przed wszystkimi pieniądze na jakiś szczególny prezent dla mamy? – zażartowała Ola.

- Nie. Nikt już nie będzie tak oryginalnie piękny w miłości, jak mój tato… Chodźmy. Mama z babcią czekają na nas w samochodzie.

Ola zatrzymała się w progu salonu, patrząc na fortepian ze szczególnym uznaniem jego wartości, której już nikt nigdy w żaden sposób nie będzie w stanie wycenić, bo niemożliwym jest oszacowanie duszy człowieka, którą symbolizował ten właśnie instrument, stojący samotnie a dostojnie w pustym pokoju opuszczonego domu.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz