z korona
wirusem
Za
obłoków firaną Pan Bóg sobie siedzi
I
przez okno błękitu ludzi bacznie śledzi,
Wzdycha
żalem stroskany smutny Nieboraczek
I
nad człekiem w ukryciu jako Ojciec płacze,
Bo
Przykazań dał Dziesięć, ale to żadnego
Nie
przestrzega nikt z ludzi i właśnie dlatego
Stwórca
duma, jak wzbudzić pokorę człowieka,
Który
przed Nim w otchłanie ogniste ucieka
Dla
uciechy, pieniędzy oraz przyjemności,
Przywiązując
się całkiem do swej doczesności.
Wiele
było ostrzeżeń i cudów niemało,
Ale
i to człeczynie też nie wystarczało.
Cisnął
zatem żywiołem i nieszczęściem gruchnął,
Lecz
i wtedy człek treści napomnienia musnął,
I
po pięciu minutach rozpaczy, i trwogi
Wstał
że z kolan, prostując twarde w pysze nogi.
Wtem
się diabeł wychyla z planem to zniszczenia
Wrażliwości,
empatii oraz współistnienia
I
covidem zastraszył całą populację,
Wprowadzając
wśród tłumów paniki wariację,
Wywołując
agresję, egoizm wzniecając,
Chytrze
oraz zwycięsko dłonie zacierając.
Śmierć
się zatem wcisnęła w media, w statystyki,
Wtargnęła
nieproszona też do polityki,
Świat
cały wywróciła do góry nogami,
Zaszczuwając
świat cały końca proroctwami.
Lud
niewierny od Boga z kościołów ucieka
I
w zaciszu domowym na los wrogi czeka,
Prosząc
Stwórcę by zmienił bieg potwornych rzeczy
I
czekając, że Pan Bóg z opresji wyleczy,
Bo, jako Miłosierny, wybaczy każdemu,
Nawet
i podczas modły Jemu bluźniącemu,
Lecz
Bóg… milczy i bacznie wszystko obserwuje,
I
ze złego wszak dobro wyłuskać planuje,
Więc
przez bardziej uległych, chociaż nieświadomych
Z
zatracenia wyciąga grzechem oblepionych,
Wprowadzając
w codzienność różne obostrzenia,
Których
sens rzeczywistość w bardziej czystą zmienia,
Stąd
maseczki i dystans co najmniej metr cały,
By
się ciała ze sobą wręcz nie dotykały,
Stąd
rąk mycie w przesadnym niemal rytuale
I
zakaz wychodzenia z domu prawie wcale.
Tym
sposobem: rodziny bardziej się scaliły,
A
fałszywe w mak drobny na wieki rozbiły;
Mąż
zaszczuty chorobą żony już nie zdradza
A
i ona sąsiadom w niczym nie dogadza;
Prostytutki
celibat na się nałożyły,
Bo
się śmierci z covidu strasznie przestraszyły;
Gdzieś
zaniknął przygodny seks z kimś napotkanym,
Po
raz pierwszy w tym życiu na oczy widzianym.
To
niewiele, bo tylko kropla w morzu potrzeb,
Ale
zawsze początek, aby było dobrze.
Wstrzemięźliwość
cielesna jakby zwyciężyła,
Śmiercią
strasząc rozpustę wyraźnie stłumiła,
Więc
porządek powrócił do każdej chałupy,
Że
świat już się nie kręci wokół tylko dupy,
A
jak prawdzie przystało i ziemia dyktuje,
Wokół
słońca i światła teraz podróżuje.
Widać
człowiek – kanalia zaszczuty być musi,
Bo
inaczej we własnych odchodach się dusi,
Do
świeżego powietrza dotrzeć sam nie umie
I
jak w kark nie dostanie, to nic nie rozumie..
Oj!,
sami żeśmy sobie na to zasłużyli.
Obyśmy
się dobrego chociaż nauczyli!,
Bo
jak znów powrócimy do naleciałości,
To
Bóg nam nie okaże Ojcowskiej litości,
A
wówczas rozpoznamy, że jest Sprawiedliwy,
W
osądach i decyzjach surowo uczciwy.
Szastamy
Miłosierdziem na prawo i lewo,
Traktując
grzech najcięższy jak nic że takiego.
Zwierzęta
w kopulacji bardziej się szanują
Niż
ludzie, co uciechy ciału nie żałują.
Być
może covid dla nas jest dziś ostrzeżeniem.
Nie
mylmy zatem głowy ze swym przyrodzeniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz