piątek, 23 października 2020

NIE DOKAZUJ, PROSZĘ, NIE DOKAZUJ...

A wielmożny pan hrabia maże sługę Jana,

Który mu wiernie służy od świtu do rana.

Gania go po pokojach i spać mu nie daje,

Nierzadko bezpodstawnie za nic jego łaje.

Nie ma lekko na służbie Jan u waść! Hrabiego,

Bo, że ciężko pracuje, to jeszcze do tego

Poniżany Jan bywa w każdej sytuacji,

Bez znaczenia!, czy z racją, czy też i bez racji.

Ciężki żywot lokaja u pana hrabiego,

Zwłaszcza!, że to waćpana narcyzm łechce „ego”.

Większą się chlubą cieszy kot rasy: balijski –

On jada z porcelany, a Jan wpieprza z miski.

Pan hrabia swego kota pod ogon całuje,

Na Jana zaś narzeka i go krytykuje,

Niekiedy stopą trąci w wypięte pośladki

Lub rzuci weń donicą, słowem z „-urwy” matki.

Nierzadko Jan w ukryciu oczy wypłakiwał.

Poświęcał się hrabiemu, w domu gościem bywał,

Na każde zawołanie leciał tresowany,

A mimo to okrutnie, podle traktowany.

Dawno Jan chciał opuścić pałace hrabiego,

Lecz na złość nie znajdował zajęcia innego,

Więc znosił poniżenia w uległej pokorze,

Bo wiedział, że w ten sposób pomóc tylko może

Rodzinie, co ubogą, schorowaną była –

I w tej to świadomości siła Jana tkwiła,

Która nieraz hrabiego w nerwy wprowadzała

I agresywną podłość w nim wywoływała.

Tak to w różnych humorach, w huśtawkach nastrojów,

W labiryntach bogato zdobionych pokojów

Hrabia Janem pogardzał i Jana poniżał.

Miał zatem Jan w waść! hrabim ciężki kawał krzyża.

Nastał jednak dla Jana przewrót całej akcji,

Gdy hrabia w akcie szału i dziwnych wariacji

Wyszedł na gzyms pod oknem w całej swej nagości,

Żądając na głos ostro szacunku, miłości!,

Rękoma wymachując gestem dyrygenta.

Do gzymsu go kleiła sucha tylko pięta,

Więc służba w przerażeniu hrabiego ratuje,

A hrabia to w przód, to w tył swym ciałem kołuje

I krzycząc, usta zwilża napojem z karafki,

Strasząc nagą posturą gołębie i kawki.

Wiatr jęczy żałobliwie nad takim widokiem,

Zerkając na hrabiego zniesmaczonym okiem.

Sznur liści wokół tańczy jakoby walczyka,

A kot na parapecie ślepia swe przymyka,

Jak byłby oburzony hrabiego wygłupem,

Gdy kleił hrabia w okno owłosioną dupę.

Wtem hrabia ust rozwarciem krzyczy w przestrzeń: „Janie!”,

A za jego plecami wznosi się: „Tak, panie”.

„Będę skakał, – oznajmia hrabia z lepkim mlaskiem –

Więc się pewnie zabiję jako jabłko z trzaskiem.

Kto mnie będzie ratował, mój ty drogi Janie?!

Kto się moim wybawcą w zagrożeniu stanie?”,

A Jan… milczy, w ramionach swą głowę chowając,

Spoglądając na pana jak spłoszony zając.

„Mówże! – żąda waść! hrabia – Rzeknij coś mądrego!”

„Cóż by mogło wyjść dobre z ust że tak głupiego? –

Na te słowa Jan trąca nieśmiałym westchnieniem,

Spoglądając w podłogę z wielkim zawstydzeniem –

Wasza miłość sam mówi na mnie żem idiota

I że we mnie nic więcej, jak tylko głupota,

Nie śmiałbym więc waćpanie coś wam podpowiadać.

Mógłbym wam źle doradzić i od rzeczy gadać.”

Wtem się hrabia rozzłościł, ręką się zamachnął.

Chciał Janowi w łeb walnąć, lecz o ziemię trzasnął.

Służba w oknach zawisła nad zwłokami pana,

Które wokół zalała krwi czerwona plama.

Dokazywał pan hrabia, Jana nie szanował

I swą bronią sam siebie w hańbie znokautował.

Los do Jana uśmiechnął się wreszcie szeroko,

Żartobliwie puszczając w testamencie oko,

Bo waść! hrabia kotkowi przepisał majątek,

Co Janowi wróżyło szczęśliwy początek.

Kot wszak musiał posiadać swego opiekuna,

A że z Janem wiązała go przyjaźni struna,

Jan z rodziną w pałacu hrabiego zamieszkał.

Opłacała się zatem Jana praca ciężka.

Nie dokazuj więc, proszę, nigdy nie dokazuj,

Bo cię spotka nieszczęście, nie zawsze od razu.

Co zasiejesz w swym życiu, kiedyś przecież zbierzesz.

Jaki będzie twój koniec?! – tego dzisiaj nie wiesz.

Lepiej zatem szanować i być szanowanym,

Niźli później przez palce szyderstwem tykanym,

Bowiem jak Kuba Bogu, tak później Bóg Kubie,

Miej zatem życie piękne, w szczęśliwości długie,

W którym będziesz miłować tak bliźniego swego

Nie! gorzej, lecz na pewno jak siebie samego.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz