piątek, 9 października 2020

TĘSKNOTA

Ach… moje oczy hen!... za horyzontem

Kołyszą wzrokiem niczym łódką woda

Szarpane czasu dziko rwącym prądem,

A w nich jesieni dojrzałej uroda

 

Strumieniem wzruszeń wypływa obficie

I szklistym słońcem kogoś wypatruje…

Szelestem liści poderwane życie

Paletą farby w przestrzeni wiruje

 

I w piruecie nostalgicznych kroków,

Jak baletnica w tiulach spiętych w tutu,

Spogląda w lustro iskrzące się w oku,

Które zastygło,… jak martwe, w bezruchu

 

I niczym stawu tafla szkłem skruszona

Drga w rzęs oprawie jakby w tataraku,

A na tej tafli cieniem rozproszona

Minuta, która drży ziarnami piachu…

 

I tak… przemija, co w zasięgu ręki

Wciąż szukającej ciepła bratniej dłoni

I na rzemieniu przyziemnej udręki,

Niczym latawiec, za czymś wiecznie goni

 

I choć w objęciach wiatru zakleszczone,

To się od ziemi oderwać nie może,

Więc oko błądzi za tym, co stracone,

Bo nogi splata rozpięte rozdroże.

 

Spoglądam zatem za siebie z czułością

I wspomnieniami wskrzeszam to, co zgasło.

Przede mną przypływ spieniony przyszłością,

A odpływ tego, co jest, w oczach trzasnął.

 

Nigdy się chyba z siebie nie pozbędę

Sentymentalnych węzłów zniewolenia.

Do końca życia łzawa, krucha będę

I szczęściem duszą nie do upojenia.

 

W palcach zostało mi pióro wolności.

Mogłabym wszystko wrzucić w podświadomość,

Ale tęsknota w amoku miłości

Wciąż mi w butelce wysyła wiadomość

 

I cichą falą wydarzeń podmywa

Ciało, co nigdy spokoju nie zazna,

Więc duch w mej piersi w niebo się podrywa,

Bo mu niestraszna jest granica żadna,

 

Dlatego ciągle trwam jak w zawieszeniu

Pomiędzy ziemią a wszechświata tonią.

Idę z zadumą w głębokim milczeniu,

Jak ślepiec z ciągle wyciągniętą dłonią…

 

I nie ma końca – droga się zaczyna,

A strzępy żagli łopoczą tęsknotą

I w sercu kutra umiera maszyna,

Dryfuję zatem otoczona wodą.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz