poniedziałek, 5 października 2020

ZEGAR

Jednonogi, z drewnianą protezą

Stopnie schodów przemierza wytrwale.

Zęby złote w ust kole się szczerzą.

Wąs francuski zadarty zuchwale

Zda się wznosić, na przemian opadać

Pod mimiką okrągłych policzków.

Zda się szeptem coś prawić, wciąż gadać

Pod zapięciem rdzą startych guziczków.

Krawat wisi pod brodą zaspany,

Choć się lekko przesuwa na boki.

Głos spokojny i basem skąpany

Wspomnień skrytych odsłania uroki

I pod pachą zanosi zdjęć zwoje

Na poddasze, gdzie często się chowa.

Szeptem jego zbudzone pokoje

Płyną w chmurach jak zadarta głowa.

Przy kominku zastyga w zadumie,

Biegunami ruszając fotela

I w szelestach, i w pluskach, w poszumie

Swoim sercem się w przeszłość przedziera,

Więc zastyga w momencie puls życia,

Niecierpliwie czekając na przyszłość.

Teraźniejszość wyrwana z ukrycia

Mija nagle, oszukując bystrość.

On sędziwy, w kozaku drewnianym

Szronem kurzu wychyla się z okna.

Wzrokiem tęsknym w punkt martwy wbijanym

Ciągle czeka i nie mruży oka.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz