środa, 4 listopada 2020

TAMTA KOBIETA

Jakże tęsknię za tamtą, wiosenną kobietą

Ze skrzydłami u ramion, z koroną jaskółek,

Oddającą swe ciało rozciągniętym swetrom,

Z włosem spiętym niedbale wyczesanym piórem

 

I z oczami, co płoną bezwzględnie nadzieją,

I z rękoma, co pragną przygarnąć świat cały,

Z pomysłami, co z losu odważnie się śmieją,

Bo wierzącą, że wszystko jest jeszcze przed nami.

 

Jakże tęsknię za tamtą kobietą – powiewem,

Której zapach rozsiewał się ciepłem dokoła…

Zastygała w zadumie, jak cienie pod drzewem.

Żyła, jakby słuchając,.. czy jej ktoś nie woła?!...

 

Nieudolna opisać, co w duszy jej kwitnie,

Niepoprawna w miłości, bo hojnie wylewna.

Zakrywała przed słońcem swoje smutki sprytnie.

Temperament ją ogniem radości rozgrzewał.

 

Jakże tęsknię za tamtą kobietą i matką,

Która siebie oddała, ściskając niewiele.

W zwiewnym płaszczu nastrojów przeplatanym kratką

Stała, patrząc jak jesień u stóp jej się ściele.

 

W deszczu liści spokojna, gotowa na wszystko,

Nie zlękniona zegarem, który ją ponagla,

Choć świadoma, że wszystko bezpowrotnie prysło –

Wszelka młodość, co dzisiaj posępnie niezdarna.

 

Widzę twarz jej w lustrze, chociaż znacznie zmienioną.

Rozpoznaję jej oczy i uśmiech na ustach.

Widzę tamtą kobietę, lecz… nie tak spełnioną…

W niej a we mnie natura diametralnie różna.

 

Tak nas przepaść oddziela, co przeszłość z obecnym

Na dwie części rozcina niemal nierealnie.

Błądzę za tamtą kobietą okiem statecznym.

Pochłaniając ją wzrokiem niemalże zachłannie.

 

Tęsknię za nią, więc we mnie jej ślad pozostanie,

I choć nawet zapomnę, kim jestem?, na Boga!...

Ona w lustrze przede mną jako żywa stanie

I spojrzeniem jej źrenic zgaśnie we mnie trwoga.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz