Jakże tęsknię za tamtą, wiosenną kobietą
Ze skrzydłami u ramion, z koroną jaskółek,
Oddającą swe ciało rozciągniętym swetrom,
Z włosem spiętym niedbale wyczesanym piórem
I z oczami, co płoną bezwzględnie nadzieją,
I z rękoma, co pragną przygarnąć świat cały,
Z pomysłami, co z losu odważnie się śmieją,
Bo wierzącą, że wszystko jest jeszcze przed
nami.
Jakże tęsknię za tamtą kobietą – powiewem,
Której zapach rozsiewał się ciepłem dokoła…
Zastygała w zadumie, jak cienie pod drzewem.
Żyła, jakby słuchając,.. czy jej ktoś nie
woła?!...
Nieudolna opisać, co w duszy jej kwitnie,
Niepoprawna w miłości, bo hojnie wylewna.
Zakrywała przed słońcem swoje smutki sprytnie.
Temperament ją ogniem radości rozgrzewał.
Jakże tęsknię za tamtą kobietą i matką,
Która siebie oddała, ściskając niewiele.
W zwiewnym płaszczu nastrojów przeplatanym
kratką
Stała, patrząc jak jesień u stóp jej się
ściele.
W deszczu liści spokojna, gotowa na wszystko,
Nie zlękniona zegarem, który ją ponagla,
Choć świadoma, że wszystko bezpowrotnie prysło
–
Wszelka młodość, co dzisiaj posępnie niezdarna.
Widzę twarz jej w lustrze, chociaż znacznie
zmienioną.
Rozpoznaję jej oczy i uśmiech na ustach.
Widzę tamtą kobietę, lecz… nie tak spełnioną…
W niej a we mnie natura diametralnie różna.
Tak nas przepaść oddziela, co przeszłość z obecnym
Na dwie części rozcina niemal nierealnie.
Błądzę za tamtą kobietą okiem statecznym.
Pochłaniając ją wzrokiem niemalże zachłannie.
Tęsknię za nią, więc we mnie jej ślad pozostanie,
I choć nawet zapomnę, kim jestem?, na Boga!...
Ona w lustrze przede mną jako żywa stanie
I spojrzeniem jej źrenic zgaśnie we mnie trwoga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz