Chcę umrzeć zimą – niech choć śnieg zapłacze,
Jak nad kołyską kryształem się kruszył;
Ptak niech przy grobie na gałęziach skacze,
By szron z igliwia na trumnę się prószył
I niechaj cisza mrozem ścina usta,
Myśli w kołnierzach niech zasną na moment;
Ciemność wieczoru jak żałobna chusta
Niech się pochyli w zadumie pod dzwonem
A żałobnice w pierzastych habitach
Lśniących jak zbroja hebanowym wzorem
W przestrzeni, która jest echem spowita,
Niech brzmią jak nenia lamentacji tonem.
Chcę umrzeć zimą – odejść w dniu narodzin,
By czas zatoczył historii mej koło,
W ramionach ciepłych i spokojnych godzin,
Które refleksją ucałują czoło
I się pochylą nad martwą powieką,
Wstążką oddechu zawiązując rzęsy…
Niech spocznie na mnie sosny proste wieko,
W którym żywicą pachną ścięte pędy.
Niechaj mnie złożą w palczastych korzeniach
W kopcu łopatą uklepanej ziemi,
W zagłówek wbiją przy polnych kamieniach
Krzyż, co się brzozy peleryną mieni.
Chcę umrzeć zimą – tak po prostu pragnę –
Skromnie i prosto, samotnie, jak dotąd.
Niczego więcej nie żądam, nie łaknę…
Nieważne: gdzie?!,.. jak?!,… ale ważne: dokąd!
Niech wezmą serce, by biło dla kogoś.
Ponoć… się komuś w życiu przysłużyło…
Nie ma w nim miejsca na gniew oraz wrogość,
Chociaż szlachetne do końca nie było.
Nic nie przyniosłam i nic nie zabieram.
Nie osiągnęłam też wspaniałych rzeczy.
Zostawiam zatem blady cień portfela
I kilka, w niczym nieszczególnych wierszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz