wtorek, 10 listopada 2020

5-a RANO

Na mgły, co chłodem zda się przerzedzona,

Przezroczu światło z okien smugą płynie

Niczym latarnia w ocean niesiona,

Przy której okręt, choć w dali, nie zginie

 

I pępowiną zbudzonego życia

Karmi przechodniów spokoju nastrojem,

Wychodzi śmiało spod firan ukrycia,

Ostrzem jasności rani oczy moje.

 

Mijam to miejsce przystani w zadumie,

Skręcając w chodnik ścianą drzew grodzony

I przy gałęzi obnażonych szumie

Rzucam spojrzeniem w cztery świata strony,

 

Idąc na oślep z ufnością przed siebie

Przy ptactwie, które na ramionach siada

Nut partyturą odczytaną w śpiewie

Z wiatrem, co szeptem liści przeszłość zdradza.

 

Mijam osiedla i domy wciąż śpiące.

Spoglądam w nieba czoło myślą spięte.

Nade mną chmury, jak kłosy sterczące

Wąsem ciemności w przestrzeni rozpięte.

 

Pode mną chodnik błyszczący się wodą.

Przede mną zakręt i wybór kierunku.

Odpycham ziemię wciąż zachłanną nogą,

Idąc przed siebie jakoby po sznurku.

 

Mijam budynek jeszcze pustej szkoły.

Zza ogrodzenia sosny się kłaniają.

Mój duch w nostalgii, ale i wesoły,

Bo drzwi nadziei przed nim się zjawiają,

 

Więc napojona porannym spacerem

Wracam do domu, by zacząć od nowa.

Być może wczoraj byłam tylko zerem,

Lecz dzisiaj walczyć znów jestem gotowa!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz