środa, 13 lutego 2019

KAŻDEGO RANKA


Każdego ranka, gdy się budzę,
Spoglądam w niebo z rozrzewnieniem
I tym wrażeniem myśli me trudzę,
Że ktoś wciąż siedzi za zadaszeniem
I jak przez lustro tafli błękitnej
Patrzy uważnie na całą ziemię,
I jak w obrazie szyby przejrzystej
Widzi człowieka trud i zmęczenie.

Wyciągam zatem dłoń na „Dzień dobry”.
Zaparzam kawę, mówiąc do Niego.
Wspominam, że dziś ranek jest chłodny,
A przy posiłku wzdycham: „Smacznego”,
Jakoby siedział ze mną przy stole,
Trzymając w dłoni sztućce w milczeniu,
I opowiadam o życia szkole,
Czując się dobrze w Jego Istnieniu.

I na spacerze na szelest drzew,
Na szum płynących kropel deszczu
I na ptaszyny jakiejkolwiek śpiew
Wyczuwam zmysłem Jego w powietrzu,
Jakby szedł obok mi towarzysząc,
Trzaskiem traw, piasku Swe kroki znacząc
I delektując się słodką ciszą
I pluskiem wody rzek, które płaczą.

Wieczorem na głos czytam Mu książki,
Omawiam każdą myśl i sentencję,
A On oczami Ojcowskiej troski
Zapewnia, że w noc, jutro też będzie,
Więc spokojniejsza wtulam swą głowę
W poduszki puchy i sen głęboki.
Przepraszam, że z Nim już być nie mogę,
Gdyż ociężałe zdają się oczy,

Lecz On zostaje przy mnie czuwając,
Wpatrzony we mnie niczym w obrazek
I włosy moje w tył odgarniając,
Koi w mym sercu bóle porażek,
Jakby zapewniał, że będzie dobrze,
Że nic wielkiego też się nie stało
I pocałunkiem obdarza szczodrze,
By serce wiarą znów się rozgrzało,

Więc każdym rankiem staję w oknie,
Patrzę w niebo z wielką wdzięcznością,
Dotykam Jego źrenic swym wzrokiem
Karmiona szczerą, piękną miłością
Jak dziecko, które w Ojca ramionach
Jest przenoszone nad kałużami.
Rozgoryczenie, żal we mnie kona,
Gdy patrzy na mnie Swymi oczami.

Jak tu nie wierzyć i jak nie kochać?
Jak nie zawierzać się Jego woli?
Jak nie ze szczęścia obficie szlochać,
Gdy Ktoś tak Dobry lęk w duszy koi?
Jak nie powiedzieć Jemu „Dzień dobry”,
Jak zasnąć niemo bez „Do widzenia”?!,
Skoro w Ojcowskiej Miłości szczodry
Pragnie naszego tylko zbawienia.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz