Miedzianą łuną szyby się topią
Jak huta, która ogniem żongluje,
Kiedy przetapia płynące złoto,
Co siłą żaru światłem buzuje.
Płomienie w oknach pną się i prężą,
Nie wypełzając poza framugi.
Miałam wrażenie, że szyby pękną
I eksplodują szkłem lawin strugi,
Ale pustostan nienaruszony,
Chociaż pożarem w środku bucha,
Chociaż pożogą wewnątrz trawiony,
Spokojnie ciszy uśpiony słucha.
Wtem się od spodu rdza pojawiła,
Studząc żeliwo w cieczy postaci
Jak lawa, co się w skałę zmieniła,
Więc szyba w dole blask magmy traci
I spopielonym gaśnie kolorem,
Który ciemnością okna zalewa.
Na dachu gore zaś światło spore,
Co się bursztynem na świat rozlewa,
Po pniach spływając strużkami soku
Z cytryny świeżo nań wyciskanym.
Cytrynem skrzą się - tak miłym oku -
W kropelkach rosy doszlifowanym
Trawy, przez które wiją się cienie
Niczym koryta wyschniętej rzeki.
Z nieba spłynęły ciepłe promienie
Poza horyzont krokom daleki
I dzień się rozsiadł w królewskim tronie.
Stokrotki perłą się rozsypały.
Przestrzeń iskrami złotymi płonie.
Fale błękitów w ryzach trzymały
Potęgę ognia, co Słońcem zwane
Ziemię językiem płomieni muska
A jego światło miodem rozlane
Pragnieniem wody całuje usta.
grafika pochodzi ze strony: taopeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz