środa, 23 kwietnia 2025

ZIEMI ODKLEJENIE

Ze zgiełku miasta, co się przebudziło

I błogość ranka przegoniło siłą

Niesie się ku mnie skądś pohukiwanie

Jakby kukułki rozciągłe kukanie


I sylabami trzema zagaduje,

Z których to drugą mocno akcentuje,

Na tę ostatnią w niski ton zlatując,

Skrzekom ochrypłym niekiedy wtórując.


Przez te khukhania szczebiot się wyrywa,

Co z nutą głuchych pokhukhań przegrywa,

Zwłaszcza że w dźwięku ich liście falują

I wibracjami spokoju dryfują.


Trudno się oprzeć tym pohukiwaniom,

Więc w ich to chwili, zasłużywszy na nią,

Oczami w wspomnień mych świat się wpatruję

I już na ustach wanilii smak czuję


Zmrożonych gałek w waflowej muszelce,

Co za którymi stało się w kolejce

Wyrastającej sznurem głów z chodnika,

Co się płytami garbato potyka,


Ciągnąc się krótko wzdłuż znanej ulicy

Pod fundamentem starej kamienicy

Sąsiadującej z lodziarnią przy murze

Się wkradającej nieśmiało w podwórze


Obwarowane budynków szeregiem

Z kwiatów wzdłuż ściany pstrokatym kołnierzem,

Z którego ławki stoją pod oknami

Lśniącymi firan białych koronkami.


A na tych ławkach kobiety w podomkach,

Których się spódnic rozciąga zasłonka,

Rozprawiające przy szklance herbaty,

Gdy opływają je płatków rabaty;


I już na ustach żar słoneczny czuję,

Kiedy pod niebem bezchmurnym się snuję,

Drepcząc ostrożnie pośród kur gdaczących

Wróbli im ziarna z traw podkradających,


Kiedy krokami motyli rój płoszę,

Za jaskółkami wzrok maślany wznoszę,

W łąk toń brzęczącą ciało zanurzając,

Skowronka spod źdźbeł uważnie słuchając,


Gdy ten wiosłuje między obłokami

Ukrzyżowany w błękitach skrzydłami,

Co pod którymi gołębi ławice

Zdają się w trawie mieć własną kotwicę,


Bo niczym woda, co w morze odpływa,

Pluszcząc w powrocie, brzeg pianą podmywa

Perłowych lotek na wietrze rozpiętych

Jakby żaglówki trójkąt płótnem wcięty


W niebieski bezkres oceanu w ciszy,

Którego chlupot w powietrzu się słyszy

Podskubywany odgłosem odnóży,

Co zmysł czujności łaskotaniem nuży,


Do snu w bukietach ziela oraz kwiecia

Pod aromatem rozgrzanego pieca,

W którym bochenki chleba dojrzewają,

Kiedy w fajerki z drew iskry trzaskają...


Wtem!, zaklaskała do lotu piórkami,

Trzepocząc lotek swych chorągiewkami,

Gdy wiatr je prężył, głaszcząc piór stosiny,

Świszcząc w nich jakby w kępach wodnej trzciny,


Sierpówka, która w brzozie się schowała

A z jej warkoczy gdzieś hen poleciała,

Chlupot przestrzeni po się zostawiając

I wspomnień bańkę na krople zbijając


Jak tę mydlaną, co dzieciaki wabi,

Gdy szklaną kulą światłem w niej się bawi,

Słońca płomienność w kryształ przetapiając,

Kalejdoskopem kolorów władając.


Rosa mych wspomnień, rozbitych na krople,

Spłynęła po mnie jak przedwiośniem sople,

Z mych marzeń sennych oczy przemywając

I czas obecny na kark mi wkładając,


Więc zaprzęgnięta do rzeczywistości

Z posmakiem drobnych życia przyjemności

Obowiązkami zatrułam myślenie,

Czując pod stopą Ziemi odklejenie.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz