Ze zgiełku miasta, co się przebudziło
I błogość ranka przegoniło siłą
Niesie się ku mnie skądś pohukiwanie
Jakby kukułki rozciągłe kukanie
I sylabami trzema zagaduje,
Z których to drugą mocno akcentuje,
Na tę ostatnią w niski ton zlatując,
Skrzekom ochrypłym niekiedy wtórując.
Przez te khukhania szczebiot się wyrywa,
Co z nutą głuchych pokhukhań przegrywa,
Zwłaszcza że w dźwięku ich liście falują
I wibracjami spokoju dryfują.
Trudno się oprzeć tym pohukiwaniom,
Więc w ich to chwili, zasłużywszy na nią,
Oczami w wspomnień mych świat się wpatruję
I już na ustach wanilii smak czuję
Zmrożonych gałek w waflowej muszelce,
Co za którymi stało się w kolejce
Wyrastającej sznurem głów z chodnika,
Co się płytami garbato potyka,
Ciągnąc się krótko wzdłuż znanej ulicy
Pod fundamentem starej kamienicy
Sąsiadującej z lodziarnią przy murze
Się wkradającej nieśmiało w podwórze
Obwarowane budynków szeregiem
Z kwiatów wzdłuż ściany pstrokatym kołnierzem,
Z którego ławki stoją pod oknami
Lśniącymi firan białych koronkami.
A na tych ławkach kobiety w podomkach,
Których się spódnic rozciąga zasłonka,
Rozprawiające przy szklance herbaty,
Gdy opływają je płatków rabaty;
I już na ustach żar słoneczny czuję,
Kiedy pod niebem bezchmurnym się snuję,
Drepcząc ostrożnie pośród kur gdaczących
Wróbli im ziarna z traw podkradających,
Kiedy krokami motyli rój płoszę,
Za jaskółkami wzrok maślany wznoszę,
W łąk toń brzęczącą ciało zanurzając,
Skowronka spod źdźbeł uważnie słuchając,
Gdy ten wiosłuje między obłokami
Ukrzyżowany w błękitach skrzydłami,
Co pod którymi gołębi ławice
Zdają się w trawie mieć własną kotwicę,
Bo niczym woda, co w morze odpływa,
Pluszcząc w powrocie, brzeg pianą podmywa
Perłowych lotek na wietrze rozpiętych
Jakby żaglówki trójkąt płótnem wcięty
W niebieski bezkres oceanu w ciszy,
Którego chlupot w powietrzu się słyszy
Podskubywany odgłosem odnóży,
Co zmysł czujności łaskotaniem nuży,
Do snu w bukietach ziela oraz kwiecia
Pod aromatem rozgrzanego pieca,
W którym bochenki chleba dojrzewają,
Kiedy w fajerki z drew iskry trzaskają...
Wtem!, zaklaskała do lotu piórkami,
Trzepocząc lotek swych chorągiewkami,
Gdy wiatr je prężył, głaszcząc piór stosiny,
Świszcząc w nich jakby w kępach wodnej trzciny,
Sierpówka, która w brzozie się schowała
A z jej warkoczy gdzieś hen poleciała,
Chlupot przestrzeni po się zostawiając
I wspomnień bańkę na krople zbijając
Jak tę mydlaną, co dzieciaki wabi,
Gdy szklaną kulą światłem w niej się bawi,
Słońca płomienność w kryształ przetapiając,
Kalejdoskopem kolorów władając.
Rosa mych wspomnień, rozbitych na krople,
Spłynęła po mnie jak przedwiośniem sople,
Z mych marzeń sennych oczy przemywając
I czas obecny na kark mi wkładając,
Więc zaprzęgnięta do rzeczywistości
Z posmakiem drobnych życia przyjemności
Obowiązkami zatrułam myślenie,
Czując pod stopą Ziemi odklejenie.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz