Wciąż myślę o tym, że to już jest koniec,
Że mi niewiele życia pozostało...
Wówczas świadomość wręcz zachłanna płonie,
Iż dałam z siebie, lecz ciągle za mało.
Budzi się we mnie drapieżna natura,
Która marnować czasu nie pozwala.
Nade mną wisi myśli czarna chmura.
Pragnienie bycia siłą mnie rozpala,
Więc się napatrzyć, nasłuchać nie mogę,
Nakarmić palców życia dotykaniem.
Pożądliwością duszy wciąż się głodzę.
Przekąską zda się wszak delektowanie
Każdą sekundą, minutą, doznaniem,
Co niczym stado saren tkwią w ukryciu.
Dręczy mnie zatem rozpamiętywanie...
Zasnę, niewiele wszak wiedząc o życiu,
Bo nawet dobrze go nie zasmakując,
Przyjdzie mi zamknąć spragnione oczęta,
Gdy będą płakać, w życie się wpatrując...
Czy coś je we mnie chociaż zapamięta?
Garnę w ramiona się tych, co odeszli,
Lecz... cień to tylko powiewu płochego.
Dawno we mgle się wspomnień mych rozeszli.
Mam tylko skrawek śladu ich kruchego...
Świst kosy, która wachlarzem rozkłada
Trawy swym ostrzem przy ziemi podcięte;
Kwiat, co na wietrze ledwo główką włada,
Trzymając liście na boki rozpięte;
Stada jaskółek, co jak strzały z łuku
Krążą cięciwą w niebo wystrzelone;
Las, co wieczorem pełen sowich huków
Kołysze drzewa słońcem poprószone,
Które się kładzie purpurowym ogniem
I syczy liści szumem ostudzanym
Niczym we wodę wkładane pochodnie,
Kiedy ciemnieją płomieniem spijanym;
Odgłosy koła, co zgryza kamienie,
Na proch je krusząc dźwiganym ciężarem;
Deszczu i zapach oraz rozproszenie,
Gdy się upija gęstniejącym żarem... -
To wszystko we mnie budzi się na nowo,
Przez co świat wokół tęsknotą goreje
Za tym się skrzącym w świetle na różowo,
Dzięki się czemu, będąc w smutku, śmieję...
Tyle tracimy, całkiem nieświadomie,
Jakbyśmy siebie bez przerwy zdradzali.
Czas, żebrząc, po nas wyciąga swe dłonie,
My zaś jakbyśmy go nie dostrzegali
Żyjemy w biegu, przez to dość niedbale,
Wszystkich dokoła niemal ignorując,
Ufając, że się czujemy wspaniale,
I tym na co dzień siebie oszukując.
Mnie wciąż jest ciasno w oficjalnej skórze.
Czegoś mi więcej w każdym dniu potrzeba.
Pragnę się wyrwać mą duszą ku górze,
By wyobraźnią chociaż dotknąć nieba.
A dziś... szczególnie dusza we mnie krzyczy,
Za doskonałym wyciągając ręce,
Aż ból nieczułej na jej rozpacz ciszy
Rozsadza w piersi mej cierpiące serce
I chociaż siedzę z pochyloną głową,
Usta sznurując wbrew woli milczeniem,
Przez gardło ciskam ku przestworzom słowo,
Aby usunąć gorzkie mnie dręczenie.
Tak mnie za mało we mnie nawet samej,
Aż pierś bezdechem zda się uciskana.
Pragnę się wyrwać z siebie okradanej
Przez wciąż ugięte przed losem kolana.
A dziś szczególnie chciałabym się odbić
Od ziemi, która ciąży pod stopami.
Czuję się winna wszak potwornej zbrodni,
Co na mych dłoniach niczym krwi śladami
Świadczy o duszy wielkim zaniedbaniu,
Co w moim ciele jakoby w ciemnicy
Na przekór myślom w strasznym uciszaniu
O wolność własną rozpaczliwie krzyczy.
Co mogę zrobić, by być dzisiaj lepszą
Dla siebie samej i całego świata,
Gdy obowiązki skrzydła moje depczą,
Ciało zbyt ciężkie chodzi, lecz nie lata?
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz