środa, 2 kwietnia 2025

PEGAZ

Pozwoliłeś mi, Panie, latać

Zanim chodzić się nauczyłam.

Zobaczyłam z pozycji ptaka

To, co, idąc, z oczu straciłam.


Teraz tęskn do tych przestworzy,

Z których widać jest znacznie więcej.

Gdy tęsknota się we mnie mnoży,

To wyciągam w błękity ręce


I wiatr chwytam w przelotnej chwili,

Co przez palce moje przecieka

Przytulona do prężnej szyi

Konia, który cwałem ucieka.


Wtedy czuję opór powietrza,

Końską grzywę, co chłoszcze czoło,

Rosę, co jest przed świtem świeższa,

I zataczam wierzchowcem koło


Jakbym chciała okrążyć Ziemię

Nim ta otrze się o orbitę,

Wodospadem złote promienie

Orzeźwieniem wschodu przeszyte


Zanim zmyją ze mnie kurz drogi,

Którą wczoraj już porzuciłam.

W nurt przestrzeni zanurzam nogi,

Które ciągnie galopu siła.


Stopy zatem zeń wydrapują

Krystalicznych kropel miliony.

Pocałunki więc wody czują

Oraz krok w piętach uskrzydlony,


Aż z mych ramion lotki pączkują,

Dzięki czemu jak strzała pędzę.

Członki ciała się młodo czują,

Więc im pracy dziś nie oszczędzę.


Z zachłannością ruszam do przodu,

Przez horyzont chcąc dziś przeskoczyć

Przed nadejściem słońca zachodu

Zanim gwiazdy mi zajrzą w oczy.


Kończynami oplatam konia.

Chrapy plują skroplonym wdechem.

Jego serce bije w mych dłoniach.

Wrastam w niego z błogim uśmiechem.


Wtem się nagle podrywa w górę,

Podklejając wiatrem kopyta

Jak latawiec puszczony z sznurem!

Spod obłoków widzę jak świta...

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz