Starości moja, czy się ciebie boję?!
Czekam przy stole suto zastawionym.
Dzień w dzień wazony kwiatem świeżym stroję,
Usta zwilżając liściem zaparzonym,
I się rozglądam, ciebie wypatruję
Z nadzieją, że się zjawisz wypoczęta.
Pościel wciąż wietrzę, dla ciebie szykuję.
Suszę kiełbasy przyprawione pęta
Aż się w mej kuchni zioła bukietami
Pod sufit lekkim zapachem unoszą…
A na fajerkach tarnina z grzybami,
Czosnku warkocze o uznanie proszą.
Słoje ogórków, papryk i owoców
W kołnierzach białych na półkach układam.
Trzymam orzechy w wiklinowym koszu
I niecierpliwość swoim wzrokiem zdradzam,
Za tobą patrząc, ciebie wypatrując
Jakoby gościa, co się w progi spóźnia,
I, zalewajkę na skwarkach gotując,
Mam przekonanie, że czas nie odróżnia
Etapów życia, w które człowiek wchodzi
Jakoby ciągiem wszystko się zlewało.
Czy lekceważyć się wskazówką godzi
To, co minęło, się nie powtarzało?
Starości moja zachodź w moje kąty
Bez skrępowania oraz rozżalenia.
Tak przemijania nakazują prądy.
Wola niewiele ma do powiedzenia.
Przejmować zatem się że nie zamierzam
Tym, na co wpływu wcale nie posiadam.
W tobie starości wspaniale dojrzewam.
W tobie z mądrością nieustannie gadam.
Zasiądź starości moja na werandzie
Pośród powojów i zachodów słońca.
Bądź mi leczniczo podobna dziewannie.
Niech zdrowie moje sprzyja mi do końca.
Starości moja, czy się ciebie boję?
Więcej dostrzega w twojej obecności.
Mam, dzięki tobie, świadome nastroje
I czerpię z życie szczerość przyjemności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz