czwartek, 30 września 2021

TAKIE KOLEJE, ŻE DIABEŁ SIĘ ŚMIEJE

Żona pana Fryca chciała być bogatą.

Za mąż się wydała w sumie tylko za to.

Szukała w panieństwie zatem kawalera,

Któremu i bieda, nędza nie doskwiera.

Żaden jednak żenić z Jagną się nie raczył,

Gdyż wiedział, że dla niej nic przecież nie znaczył.

Miała bowiem Jagna powodzenie krótkie,

Trwało ono tylko zbliżenia minutkę.

Każdy, kto pokochał się z panną Jagienką,

Kto wiedział już dobrze, co ma pod sukienką,

Zwiewał, gdzie pieprz rośnie niczym poparzony,

Bowiem nie chciał za nic tak zużytej żony.

Oj, długo się Jagna o męża starała.

Żaden jej nie pragnął, ona wszystkich chciała.

Nagle w wyżebranym momencie się zjawił

Taki, co się słowem nieustannie dławił.

Trudno było jemu cokolwiek powiedzieć,

Więc jak usiadł sobie, wolał cicho siedzieć.

Jagna go chwyciła w sidła swoich ramion.

Zanim się obrócił, już została mamą

I tak go wodziła za nos całe życie,

Bawiąc się swym mężem ponoć wyśmienicie,

Bo, co mu kazała, robił bez wyrzutów.

Można rzec: do spania nie zdejmował butów,

Gdyby się Jagusi w nocy coś przyśniło

I w pole do pracy trzeba pójść że było,

Do obory zajrzeć zaś dla przezorności,

O północy sprawdzić wszystkie wokół włości.

Rankiem po śniadaniu gnał Fryc do roboty.

Nie w głowie mu były żarty i głupoty.

Plecy w pałąg zgięte słońce przysmażało,

Bo choć ciężko tyrał, Jagnie było mało.

Chciała ciągle więcej i więcej, i więcej.

Fryc po ziemi ciągnął urobione ręce.

Jagnie nie starczało to Fryca tyranie.

Drżał biedny chłopina, gdy słyszał: „Kochanie”,

Za którym się kryły Jagny apetyty –

Niezaspokojonej, żarłocznej kobity.

Nie umiał niestety odmówić małżonce,

Więc skakał po polu uprawnym i łące,

Wbijając paliki, grabiąc resztę ziemi

Z nadzieją, że Jagna w anioła się zmieni.

Na żądanie żony wykluczył rodzinę,

Której Jagna szybko zabrała gościnę,

Kłódkami się z każdej strony zamykając,

O wrogie stosunki bardziej niźli dbając.

Fryc siedział przy grządkach, Jagna w kapeluszu.

Ona pełna życia, on bez animuszu.

On ze słońcem w ustach, ona z flaszką wody

Pod parasoleczką w cieniu dla ochłody

Schowana u boku ściągniętej sąsiadki,

Której się chwaliła jak jej rosną kwiatki.

Można stanąć w drodze, popatrzeć z litością:

Ona dla pieniędzy, on w związku z miłością.

Czy to się opłaci Frycowi w przyszłości?...

Ziemia już strawiła jego białe kości.

Pożegnał zatem Jagnę urobiony Fryc.

Jagna, chociaż na włościach, nie miała już nic.

W tej to sytuacji dylemat się jawi:

Śmierć nas pozabiera, majątki zostawi.

Warto zatem walczyć jak szakal lub hiena?!

To, co masz w kieszeni jest wszak bez znaczenia.

Nie warto więc w relacjach z ludźmi być jak lis,

Bo człowiek bez miłości w życiu nie ma nic

I sam jest jak śruba, którą rdza pożera

I zazdrością tylko trawi go cholera.

Czy jak Jagna umrze pazur w ziemie wbije,

Włości w grób zabierze, by nie były czyjeś?!

Starą dupę grabarz łopatą przyklepie.

O jednego chciwca mniej będzie na świecie,

A włości zostaną i porosną lasem.

Szanuj zatem miłość i nie szastaj czasem,

Abyś, oprócz włości, miał szacunek ludzi.

Nie domyjesz duszy, którą mściwość brudzi.

Umrzesz z gołą dupą jakżeś się narodził.

Śmierć się nie zapyta, czyś na nią się godził.

Zastanów się byś nie był jak Jagna lub Fryc.

Bogactwa nagromadzisz, a poza tym nic.

Nad mogiłą takich wiatr w chwastach zawieje

I przysiądzie diabeł, co się z głupich śmieje.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz