Zapłaczesz po mnie brzozo w białej sukni
I w kapeluszu z zielonego liścia?
Zagrasz mi wietrze jesiennie na lutni,
Siedząc schowany w winogronu kiściach?
Zapłaczesz za mną wierzbo szlochająca
I rosochata, co gałęzie wznosisz
Jakby modlitwą w lamencie cierpiąca,
Czy przebaczenie u Stwórcy wyprosisz?
Czy kwiatem skropisz mnie lipo kwitnąca
Jakby kropidłem łzą święconej wody?
Czy zadrżysz żalem osiko srebrząca,
Rzucając cienie na grób dla ochłody?
Czy przy mnie staniesz dębie jak na straży,
Tarczą konarów osłaniając ciało,
Rzucisz żołędziem, gdy los się odważy,
Ażeby po mnie nic tu nie zostało?
A ty kasztanie czy pod parasolem
Pozwolisz zmysłom czerpać ukojenie,
Aby uczucia, co są niewesołe,
Mogły snem wiecznym ostudzić zmęczenie?
Niech mnie otula pierzyna krokusów.
Konwalia perłą niechaj się pochyla.
Mech niech przykrywa kocem jakby z pluszu…
Na nim niech spocznie żałobnik w motylach.
Niech świt przychodzi i wieczór odwiedza,
Co mi mogiłę rosą opromienią..
Niech mgła nade mną w ciszy się rozrzedza
W koronie złota podobnej promieniom.
Niechaj kukułka różańce odmawia.
Kosy niech psalmy na głos wyśpiewują
I nabożeństwa niech echo odprawia.
Niech świerki, sosny tym modłom wtórują.
A ty, człowieku, postaw mi krzyż tylko,
Aby świat wiedział, że Bóg jest mym Ojcem,
Że moje życie chociaż było chwilką
W Chrystusie Panu nie zagaśnie końcem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz