czwartek, 19 marca 2020

ZIEMIO MOJA...


Ziemio moja, której kiedyś oddam ciało,
Wydaje się w tobie tlić oddech zdławiony,
Życie w twojej piersi już się zatrzymało,
A dekolt twój kwiatkiem lekko poprószony
Zdaje się zapadać jakby go bolało
Serce oskarżane czasem czymś skażonym.

Liść na krzewach ukryty w popękanym pąku
Nie chce strzelić beztrosko, rozkładając skrzydła,
A ptaki na gałęzi w równoległym rządku
Milczą jakby im radość rozśpiewania zbrzydła.

Tunelami lasu idę gdzieś przed siebie.
Cisza okiem sowy patrzy na mnie z boku.
Ciemność nić żałoby rozplata na drzewie,
Zanurzając wszystko w atramencie mroku…
Idzie obok błoga, no bo nawet nie wie,
Że śmierć kroczy za nią, dorównując kroku.

Nietoperze strzałkami zaszywają niebo,
By się z ziemi do niego nic nie przedostało.
Świat sprzeciwił się wszystkim wbrew sobie potrzebom.
Jakby nagle niewiele dziś mu wystarczało.

Dal kotwicą wpięta w horyzontu progi
Odsuwa się ode mnie bez pożegnania.
Nie dobiegną do niej uskrzydlone nogi.
Dusza tylko na nich bezradnie się słania,
Przemierzając losem wyznaczone drogi
Spragniona wolności, w obłokach latania.

Jak długo jeszcze będzie trwała ta niepewność,
Która się skończy z chwilą ostatniego tchnienia.
Gaśnie powoli ludzka, wszelka przynależność
Przyznawana odgórnie na akcie istnienia.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz