Patrzę na was
stokrotki w płatkach śniegu lśniące
I jakiś obcy
smutek wkrada się w me serce,
I gnębi mnie
uczucie wręcz nieustające,
Jakbym to już
zobaczyć was nie miała więcej…
I patrzę na
was fuksje oprószone złotem,
Żonkile, co
kielichy schylacie w pokorze,
I czuję, że tę
radość odłożyć na potem
Trzeba, gdyż
radość przez żal przebić się nie może.
Patrzę na was
drzewa jak palce swe wbijacie
W nieboskłon,
trzymając się kadłuba obłoków.
Za cóż to na
ziemię tak srogo się gniewacie,
Że nie chcecie
liści wypuścić ze swych pąków?
Patrzę na was
prymulki jak na kleksy farby,
Która z pędzla
na płótno zielone skapnęła
W różnorodnych
odcieniach różnorodnej barwy
I łzą smutku
na rzęsach traw błogo zasnęła.
Patrzę na
polne mlecze i lekarskie mniszki,
Które to szumią
wiatrem w dziwnej spokojności,
Jakby nutą
bezdźwięczną graną do kołyski
W rytm
matczynej, troskliwej bardzo wrażliwości.
Patrzę na
splot konarów pozbawiony ptactwa.
Nie rozumiem
tej ciszy, która się uwzięła
I milionem
odnóży wszem wobec robactwa
Niczym lawa
przestrzeni, czasu wypłynęła…
Czyżby jakaś
złowróżbna siła się zdradziła?!,
Że świat cały
się wstrzymał wręcz od oddychania?...
Ziemia nagle w
obrocie zamarła, stanęła.
Los na nogach omdlały
jak chory się słania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz