Mówisz wciąż
do mnie Boże, choć Cię nie poznaję
Mimo, że
idziesz obok cierniową ścieżyną.
Czubkiem głowy
obłoków ledwo co dostaję.
Płaczę, kiedy
się zranię przydrożną jeżyną.
Wątpię czasem,
że idę, lecz nie w samotności.
Wiele
chciałabym zrobić, a zupełnie sama.
Biegnę ciągle
za Tobą spragniona miłości,
Która w każdej
sekundzie jest mi przecież dana.
Dusza moja w
okowach zachłannego ciała
Zda się w
Niebo wyciągać błagalne ramiona.
Zawsze będzie
za Tobą Panie mój dreptała,
Więc jej nie
żal, że życie tu na ziemi kona.
Wciąż mi Boże
Najmilszy wiernie towarzyszysz
Mimo moich
wszelakich niedoskonałości.
Słyszę Słów
Twoich szelest najwyraźniej w ciszy.
Twa Obecność
jest dla mnie esencją radości
I cierpienie
przy Tobie słodyczą się staje,
Nieznaczącym
grosikiem wdzięczności za wszystko.
W każdym dniu
się ze światem powoli rozstaję…
Bądźże przy
mnie jak Ojciec nad dziecka kołyską.
Razem z Tobą
nie czuję w sercu zatrwożenia
I rozkładam
ramiona jak ptak skrzydła w locie.
Wiszę niczym
szkaplerzyk na łańcuszku cienia,
Tuląc się do
Twej piersi w szczęściu i w ochocie.
Nie dbam o to,
co będzie, bo mam zaufanie,
Więc się
zwracam do Ciebie, wykrzykując szczerze:
„Jako
zechcesz, mój Boże, niechaj się tak stanie!”,
A wiatr echem
powtarza te moje pacierze.
Idę zatem przy
Tobie krok w krok bez wytchnienia,
Dłonią w Twą
dłoń wrastając moim zaufaniem
I wsłuchując
się w szepty Twojego milczenia,
Widzę… śmierć,
która będzie moim zmartwychwstaniem.
Razem przecież
możemy kruszyć w proch kamienie,
Góry piórkiem
przenosić ponad rwące rzeki.
W Tobie mam
wszystko bowiem, co jest wszak istnieniem.
Dzięki Tobie
żal wszelki zda się być daleki,
Więc bądź przy
mnie pomimo mej niemej głuchoty
Jako byłeś i jesteś
zawsze bez wahania.
Wybacz Panie Najmilszy
grzechy mej ślepoty.
Tylko szczerze
przez Ciebie czuję się kochana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz