środa, 25 marca 2020

ŻNIWO


Zagląda śmierć przez okna, przez dziurki od klucza.
Przysiada na progu, niekiedy też na dachu.
Swą obecnością wszystkich pokory poucza,
Bowiem jako jedyna nie odczuwa strachu.

Krąży wokół mieszkania w chłodnej cierpliwości
Zgarbiona, dłonią wsparta o błyszczącą kosę,
Ubrana w płaszcz żałobny, co zasłania kości
I krokiem swym brzęcząca niczym w sakwie grosze.

Czasem dla odpoczynku przysiądzie na ławce,
Wpatrując się w źrenice oszklonego domu.
Niekiedy na gałęzi jakby na huśtawce
Przycupnie, na ofiarę dybiąc po kryjomu.

A, gdy już upoluje jakiegoś człowieka!,
Wbija się mu zębami w odsłonięte usta.
Później zawisa nad nim i spokojnie czeka
Aż pierś oddech straci i stanie się pusta,

Po czym kościstym palcem obwiązuje nogi
I ciągnie go za sobą w wyznaczone miejsce.
Głowa człowieka znaczy krwią mijane drogi,
Głaszczą przydrożne zioła rozłożone ręce,

A później na stos trupów śmierć zarzuca ciało
I wraca wolnym krokiem pod progi mieszkania,
Jakby jej zwłok gnijących wciąż było za mało,
Nie znając granic skruchy czy opamiętania.

Zasiada więc pod murem i czeka wytrwale
Na tego, który przejdzie przez drzwi uchylone.
Widać, że jest szczęśliwa, bawi się wspaniale
Mimo, że wszystko wokół dyszy przerażone.

Trąca kosą dziewczynkę, co z parku wracała
Bez wyrzutów sumienia, jak i bez wahania.
Wstążka spadłą z warkocza, w kwiaty się wplątała,
Znacząc łoże napaści i dziecka konania.

Ostrzem kosy podcina kolana w modlitwie,
Albo stopy oddziela za piłką biegnące
Jednym ruchem i świstem, co podobny brzytwie…
Cisza niesie te serca powoli gasnące…

A śmierć w dzikiej euforii układa zdobycze,
Rozglądając się ciągle za kimś dodatkowo.
A wóz jej niczym w pionie pozbijane prycze
Trzeszczy kołem w przestrzeni gorzko i miarowo,

Wioząc łupy, spod których wypełzają ręce
Żebrzące o ratunek, o pamięć, wspomnienie,
Bo nie mogą wziąć z sobą niestety nic więcej…
Wokół nich tylko krąży strach oraz milczenie…



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz