We
Wąsoszu na Nowinach są Dekilatesy,
W
których sypią się pieniążki jak z dziurawej kiesy.
O
piętnastej się gromadzą chłopaki od Zdzicha.
Niejednemu
się od rana dziś obficie kicha.
Obok
sklepu są ruiny zaniedbanej szkoły,
W
której okrzyk zda się słyszeć beztrosko wesoły.
Naprzeciwko
sklepu mieszka starsza pani Wojna,
Choć
tak ciężko się nazywa – kobieta spokojna,
A
tuż obok dom Beaty i Gabrysi Gontek,
A
za nimi wzdłuż ulicy domów równy rządek.
A
po prawej tego sklepu stoi straż pożarna
W
ochotników w różnym wieku obfita i szwarna.
W
sklepie kiedyś pustką straszną regały świeciły;
Dziś
bogato obstawione tracą swoje siły.
Kiedyś
trzeba było czekać w kolejkach podłużnych
Na
chleb jako szczodry grosik państwowej jałmużny.
Kiedyś
można było wybrać ocet, albo mąkę,
Więc
kobiety zakup taki chowały w podomkę.
Dzisiaj
można oczopląsu dostać od różności,
Aby
mądrze coś zakupić z tych rozmaitości.
Dzisiaj
trudno jakąkolwiek decyzję ogłosić,
Kiedy
trzeba ekspedientkę o cokolwiek prosić –
Tyle
tego jest wszystkiego w tej małej przestrzeni,
Że
biednemu człowiekowi aż się w oczach mieni.
Jedno
tylko pozostało w tym miejscu bez zmiany –
To,
że wszyscy się w tym miejscu ciągle spotykamy
I
możemy tak, jak dawniej, pośmiać się, pogadać,
Pogawędzić,
pożartować i poopowiadać,
Powspominać
dawne czasy z lekkim rozrzewnieniem,
By
do domu później wrócić z rześkim rozmarzeniem.
Sklep
ten prosto się nazywa, bowiem: „U Jerzyka”.
Przyjdź!,
by poznać ze wsi ludzi; nie żałuj grosika.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz