Biegała pani myszka.
Tu listek, a tam szyszka.
Mijała traw powoje,
Woreczki, beczki, słoje
W spiżarni u młynarza,
Gdzie bywać jej się zdarza.
Szukała pani myszka,
Wskakując do koszyczka,
Przed zimą dlań schronienia
Lub czegoś do zjedzenia.
Nerwowo wciąż skakała.
Przez okno wyglądała
Piwnicy u rolnika.
Za oknem… jesień zmyka,
A za nią zima pędzi
I krokiem ciężkim bębni
W przestrzenie zimnem ścięte,
Wciskając w ziemię piętę
I wszystko zamrażając,
I śniegiem oprószając.
„Na czas tej srogiej zimy
W tym domu się schronimy.” –
Pisnęła pani myszka
Do myszki, która przyszła
Do domu jej śladami,
Krętymi ścieżynami,
By schronić się przed zimą,
Gdy ciepłe dni przeminą.
Tak obie, małe myszki
Przez ściółkę, chrust i szyszki,
Przez trawy i kamienie
Przybyły w to schronienie.
„Schowajmy się za piecem.
Zapalmy małą świecę,
By miejsce przygotować
I je uporządkować.” –
Myszka myszce doradza
I w dziurkę torbę wsadza,
Za którą wchodzi w ścianę –
Będziemy mieszkać same.” –
Oznajmia pani myszka –
„To Pani jest walizka?” –
Pyta swą towarzyszkę,
Szaro – brązową myszkę.
Ta skromna i wstydliwa
Nie mówi, głową kiwa,
Wpychając swe bagaże.
„Już o kolacji marzę.” –
Nieśmiało zagaduje –
„Zjem zanim rozpakuję
Wniesione tu walizki.”
I wnet czmychnęły myszki
Do kuchni gospodarza,
Gdzie zapach nos poraża
Różnymi łakociami,
Pysznymi przysmakami.
Stanęły więc pod stołem.
Ser żółty nęci kołem,
Który leży na blacie
W szczypiorze jak w krawacie
Przy ziarnach słonecznika
W orzechu koralikach.
Zerknęła mysz na myszkę.
„Spójrz jakie to jest pyszne,
Jak pachnie i wygląda.
Nagrzeszyć jestem skłonna,
Skosztować, co nie moje…”
„Ja przyznam, że się boję.” –
Wtrąciła drżąca myszka,
Łapką chowając pyszczka.
„A, czego?!” – pyta druga –
„Los dobry, szczodry sługa
Zaprasza nas w gościnę.
Ja tego nie ominę.” –
Tak rzece, na stół wchodzi –
„Kto chce, niech siebie głodzi.
Ja sobie coś skosztuję
Zanim się rozpakuję.” –
I kończąc tym wyznaniem,
Zajęła się chrupaniem
Przeróżnych smakołyków,
Co dźwigał stół bez liku.
Wtem w kuchni się pojawia,
Jak duch się niemal zjawia
Gospodarz zaskoczony,
Przez myszki odwiedzony.
Gryzonie wnet struchlały.
Oczęta wytrzeszczały
Z wielkiego przerażenia
W bezruchu odrętwienia.
Myślały, że to koniec.
Ze strachu pyszczek płonie.
Ogonki w dół opadły
I uszka im pobladły,
I nagle!, ku zdziwieniu
Zastygły w zaskoczeniu.
Gospodarz siadł przy stole.
Podrapał się po czole.
Pomyślał chwilę małą.
„Nic przecież się nie stało!” –
Roześmiał się radośnie,
Serdecznie oraz głośnie –
„Spiżarnia w szwach mi pęka.
Przyjemność będzie wielka
Podzielić się z myszkami
Własnymi zapasami.
Zapraszam was w gościnę!
Nim zima sroga minie
Możecie się wprowadzić.
Mi nie będziecie wadzić,
A nawet me wieczory
Tej ciężkiej roku pory
Przeminą mi rozkosznie,
Gdy w domu będą goście.” –
Klasnął gospodarz w dłonie.
Uśmiech pomarszczył skronie.
Rozłożył talerzyki –
Dwa duże wszak guziki,
A na nich porcje sera. –
„Niech się nie poniewiera
Zimą żadne stworzenie.
U mnie macie schronienie.” –
Mówił, mleka wlewając,
Nim skuwki napełniając,
Które trzymały myszki
W łapkach jako kieliszki.
Dłużyła się biesiada.
Gospodarz opowiada,
Że więcej stworzeń gości
Dla własnej przyjemności.
W pokoju za kominkiem,
Za ususzonym kminkiem
Mieszka świerszcz wraz z rodziną
Nim chłodne dni nie miną;
Na strychu nietoperze;
W stodole drzemią jeże.
„I dla was, moje drogie,
Mam miejsce tuż pod progiem,
Gdzie w tamtym roku myszki
Zimować do mnie przyszły.”
Życzliwie zaproszone,
Królewsko ugoszczone
Się wprowadziły myszki,
Wciągając swe walizki
Z piwnicy do pokoju
W cudownym wręcz nastroju
I chętnie zamieszkały,
Z gościny skorzystały,
Chowając się przed zimą,
Nim chłody nie przeminą,
Więc gdy noc zapadała,
Do snu się układała,
Do stołu zasiadały,
Kolację spożywały,
Po której grały świerszcze
Jesienne, piękne wiersze.
Tak mijał dzień rozkosznie,
Zbliżając się ku wiośnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz