Krople deszczu jak przyprawy w wrzącej wodzie
Wydobywają z ziemi, co najpiękniejsze
I kiedy się słońce kieruje ku wschodzie,
Kiedy zza progu nie wychyla się jeszcze,
Najintensywniejszy oddech z śpiącej piersi,
Która pod stopami nieruchomo drzemie,
W przestrzeń oparami lekko się unosi
I wkrada się w płuca bezsilnym westchnieniem…
Czuję zapach liści jesienią strąconych,
Igliwia, w którym sok żywicy wysycha,
Kasztanów sznurem korali rozrzuconych,
Piachu, co ziarna czerni w górę wypycha,
W tym… szczypta grzybni z domieszką mchu i kory,
I nagich gałęzi na wskroś przemoczonych
Ze startym korzeniem budzącej się pory,
Z powiewami wiatru chłodem rozrzedzonych…
Czuję aromat strychu – kurzu i pudeł,
Starych rzeczy ukrytych przed świadomością…
Przede mną zabawek stoi pełen kubeł,
Kartony zdjęć oglądanych z przyjemnością…
Zapach ziemi to wszystko do życia wskrzesza,
Co mnie kiedyś tworzyło i kształtowało.
Przeszłość z teraźniejszością się łączy, miesza.
Czuję jakby czegoś wciąż mi brakowało.
Stoję z głową w niebie, z wiatrem na powiekach.
Wilgotność twarz mą trzyma w dłoniach zmarzniętych.
Co jeszcze mnie zaskoczy i co mnie czeka?
Pełno w moim sercu uczuć niepojętych.
Blask wschodu się przede mną nadzieją ścieli
I słońce w me oczy zagląda troskliwie.
Zapach ziemi – aromat mojej pościeli,
W której kiedyś zasnę na wieki szczęśliwie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz