piątek, 11 września 2020

PANI JESIEŃ

Drobnym krokiem idzie jesień

W białej sukni z długim trenem.

Chryzantemy w koszu niesie.

Idzie z liści szumnym śpiewem.

Wianek z wrzosów, jarzębiny,

Żołędziami pospinany,

Gałązkami też leszczyny,

Co opada orzechami,

Na blond włosach pani jesień

Z dumą trzyma jak koronę.

Obok kroczy miesiąc wrzesień,

Czyniąc skłony uniżone.

A na szyi lśnią kasztany

W sznur korali zaplecione.

Przy rękawach ma falbany

Pajęczyną wykończone,

Pantofelki z złotej trawy

Wyplatane pięknym wzorem

I u ramion płaszcz szarawy

Na deszczową, smutną porę.

A pod niebem kruków stada,

Wron i kawek latających

Przyjście pani zapowiada

Chórem głosów zawodzących,

Aż się w serce smutek wkrada

I obawa, i złudzenie,

Że nas lato pozostawia

Na jesieni przebudzenie,

Więc w człowieku żałość wstaje

I przedziwne przygnębienie,

I żałobnie mruczą gaje,

Łzą skrapiają się przestrzenie,

Lecz naprawdę niepotrzebnie

Świat ulega przygnębieniu.

Pani jesień płynie sennie

W artystycznym roztargnieniu.

Oczy ma szaro-niebieskie,

Usta – owoc dzikiej róży,

Nosek jak małą szpileczkę

I powieki jak kot mruży,

Gdy zapada w zamyślenie,

Gdy się czymś gwałtownie wzruszy,

Gdy nawiedza ją natchnienie,

Gdy jej serce coś poruszy.

Wnet zastyga z farbą w dłoni

Na palecie rozłożonej,

Za potrzebą wiecznie goni

W dzikiej żądzy rozognionej,

Aby drzewa pomalować,

Wielobarwnym szalem przykryć,

Tęczę w liściach rozprasować,

Mgłą je skropić, lekko zwilżyć,

By ulotność pory roku

Na obrazie swym utrwalić.

Łza wzruszenia lśni jej w oku,

Gdy ją ktoś zaczyna chwalić.

Zatem!, jesień to artystka,

Która wszystko w baśń przemienia,

Która pomysłami tryska

I pracuje bez wytchnienia.

Tam coś rzeźbi, tu maluje,

W sadzie sypnie owocami,

Pajęczyny nicią pruje,

Zdobiąc krzewy kokardkami…

I dlatego wiatr w miłości

Za nią błądzi zakochany,

I pan deszcz w akcie czułości

Płacze przez nią odrzucany –

I tak razem nieszczęśliwi,

Bo w jesieni zadłużeni,

Delikatni oraz tkliwi

Wciąż czekają, że się zmieni

Sytuacja stanu ducha,

Bo ich jesień zauważy.

Jeden, drugi do niej grucha,

Lecz się żaden nie odważy,

By jej wyznać to, co czuje,

By poprosić ją o rękę.

Wiatr poezje recytuje.

Deszcz w łzach topi swą udrękę,

No!, a ona… jak to ona…

Pochłonięta swym natchnieniem

I nad płótnem pochylona

Kreśli światła oraz cienie

Nieświadoma tej miłości,

Którą wiatr i deszcz doń mają.

Stąd w tej porze są szarości –

Z serc cierpiących wypływają,

I dlatego czasem wieje –

Ścina ciszę wiatr lamentem,

I dlatego często leje –

Deszcz łzy roni swe przeklęte.

Zakochany jeden, drugi,

Ale bardzo nieszczęśliwie.

Deszcz w rozpaczy leje strugi.

Wiatr żal sieje swój uczciwie,

A w tym wszystkim pani jesień

Z pędzlem, farbą skocznie biega

I bogactwo barw swych niesie,

I kochanków nie dostrzega

Pochłonięta ciągle pracą

I zaklęta rozmarzeniem.

Kochankowie bólem płacą,

Snując się za jej spojrzeniem.

I być może za swym oknem

Ujrzysz jesień przy sztalugach,

Wiatr, co śpiewa smutnym głosem,

Deszcz, co moknie w płaczu strugach.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz