Drobnym krokiem idzie jesień
W białej sukni z długim trenem.
Chryzantemy w koszu niesie.
Idzie z liści szumnym śpiewem.
Wianek z wrzosów, jarzębiny,
Żołędziami pospinany,
Gałązkami też leszczyny,
Co opada orzechami,
Na blond włosach pani jesień
Z dumą trzyma jak koronę.
Obok kroczy miesiąc wrzesień,
Czyniąc skłony uniżone.
A na szyi lśnią kasztany
W sznur korali zaplecione.
Przy rękawach ma falbany
Pajęczyną wykończone,
Pantofelki z złotej trawy
Wyplatane pięknym wzorem
I u ramion płaszcz szarawy
Na deszczową, smutną porę.
A pod niebem kruków stada,
Wron i kawek latających
Przyjście pani zapowiada
Chórem głosów zawodzących,
Aż się w serce smutek wkrada
I obawa, i złudzenie,
Że nas lato pozostawia
Na jesieni przebudzenie,
Więc w człowieku żałość wstaje
I przedziwne przygnębienie,
I żałobnie mruczą gaje,
Łzą skrapiają się przestrzenie,
Lecz naprawdę niepotrzebnie
Świat ulega przygnębieniu.
Pani jesień płynie sennie
W artystycznym roztargnieniu.
Oczy ma szaro-niebieskie,
Usta – owoc dzikiej róży,
Nosek jak małą szpileczkę
I powieki jak kot mruży,
Gdy zapada w zamyślenie,
Gdy się czymś gwałtownie wzruszy,
Gdy nawiedza ją natchnienie,
Gdy jej serce coś poruszy.
Wnet zastyga z farbą w dłoni
Na palecie rozłożonej,
Za potrzebą wiecznie goni
W dzikiej żądzy rozognionej,
Aby drzewa pomalować,
Wielobarwnym szalem przykryć,
Tęczę w liściach rozprasować,
Mgłą je skropić, lekko zwilżyć,
By ulotność pory roku
Na obrazie swym utrwalić.
Łza wzruszenia lśni jej w oku,
Gdy ją ktoś zaczyna chwalić.
Zatem!, jesień to artystka,
Która wszystko w baśń przemienia,
Która pomysłami tryska
I pracuje bez wytchnienia.
Tam coś rzeźbi, tu maluje,
W sadzie sypnie owocami,
Pajęczyny nicią pruje,
Zdobiąc krzewy kokardkami…
I dlatego wiatr w miłości
Za nią błądzi zakochany,
I pan deszcz w akcie czułości
Płacze przez nią odrzucany –
I tak razem nieszczęśliwi,
Bo w jesieni zadłużeni,
Delikatni oraz tkliwi
Wciąż czekają, że się zmieni
Sytuacja stanu ducha,
Bo ich jesień zauważy.
Jeden, drugi do niej grucha,
Lecz się żaden nie odważy,
By jej wyznać to, co czuje,
By poprosić ją o rękę.
Wiatr poezje recytuje.
Deszcz w łzach topi swą udrękę,
No!, a ona… jak to ona…
Pochłonięta swym natchnieniem
I nad płótnem pochylona
Kreśli światła oraz cienie
Nieświadoma tej miłości,
Którą wiatr i deszcz doń mają.
Stąd w tej porze są szarości –
Z serc cierpiących wypływają,
I dlatego czasem wieje –
Ścina ciszę wiatr lamentem,
I dlatego często leje –
Deszcz łzy roni swe przeklęte.
Zakochany jeden, drugi,
Ale bardzo nieszczęśliwie.
Deszcz w rozpaczy leje strugi.
Wiatr żal sieje swój uczciwie,
A w tym wszystkim pani jesień
Z pędzlem, farbą skocznie biega
I bogactwo barw swych niesie,
I kochanków nie dostrzega
Pochłonięta ciągle pracą
I zaklęta rozmarzeniem.
Kochankowie bólem płacą,
Snując się za jej spojrzeniem.
I być może za swym oknem
Ujrzysz jesień przy sztalugach,
Wiatr, co śpiewa smutnym głosem,
Deszcz, co moknie w płaczu strugach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz