Jeszcze kwiecień nie zaszedł w majowej jutrzence,
A już bzy przekwitają, kasztany się puszą
I dmuchawce jak nici w poprutej sukience
Łyse główki na słońcu z pokornością suszą.
Głóg się pąkiem nie rzucił w wygłodniałe oczy -
Ledwo kucał pod liśćmi białym upierzeniem.
Brzoza zaś, rozpuściwszy swe zielone włosy,
Nie zdradziła się wcale złotym ukwieceniem.
Magnoliami błysnęło jak fleszem w źrenice.
Tulipany, żonkile lekko wychylone
Wbiły w ziemię zaledwie swych liści kotwicę,
A już były z kielichów własnych okradzione.
Pozostały jedynie perłowe stokrotki
Jak obłoki, co które w trawę się wplątały.
Wierzby też pogubiły w biegu bazie kotki.
Wiklinową czupryną wiatr rozczesywały
Jakby w jego kieszeniach rozwianego płaszcza
Chciały znaleźć swą zgubę z pędów pozrywaną.
Cóż, na litość że boską, cudzą rzecz przywłaszcza
Jak pociechę od matki piersi oderwaną?!
Nawet ptaki już za dnia tak nie występują
Jak to było zaledwie kilkanaście wiosen.
Ciszy w echu niemalże całkiem ustępują...
Szelest smutny się niesie z świerków, jodeł, sosen.
Deszcz jak Morchang uderza kroplami w parapet,
Czarnowidztwem swym koniec czegoś opłakując.
Nieba spływa tęsknotą pochmurne poddasze,
Szklane łzy na drobinki maku rozpryskując.
Nagle słońce przedarło się przez kłęb granatu,
Promieniami zroszone ździebła otulając,
I dawało nadzieję tonącemu światu,
Zza chmur, które topnieją, w ich strugach spadając.
Chłód zaś przeszył powietrze, dreszczem porażając
Ciało ciepła spragnione i w kaptur wciśnięte.
Niecierpliwie na wiosnę przy brzegu czekając,
Ujrzał człowiek w oddali jej żagle zwinięte
Oraz wzrokiem zawisnął jak mewy w swym locie,
Zachęcając ją, aby do portu przybiła,
Ale ona w lądowych ów ptaków trzepocie
Jako słońce w zachodzie tylko się rozmyła.
Jeszcze kwiecień nie zaszedł, a już latem pachnie.
Jakaś luka w przyrodzie szczeliną się wdarła.
Nim się lato rozpocznie świat na nowo zaśnie
Na ramieniu jesienni, co zimę wyparła.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz