wtorek, 16 kwietnia 2024

COŚ W NAS UMARŁO

Ot, pokolenie egoistów, leni

Snuje się krokiem wiecznie zniewolonym

Kulą u nogi odlewaną z cieni,

Jakby do życia niemal przymuszonym.


Ot, wypalony żar nadziei płochej,

Która się z kolan podnieść nie potrafi

Obojętności przysypana prochem,

Która się żalem w krtani, łkając, dławi.


Ot, generacja skupionych na sobie

Ometkowana zacnymi markami,

Mająca tylko cel reklamy w głowie,

By się wywyższyć drogimi ciuchami.


Ot i narybek wirtualnej matni

Z wybebeszoną duszą pod stopami,

Który by chleba kawałek ostatni

Drugiemu z gardła wyszarpał zębami.


Ot, ślepi, głusi na to, co się dzieje

Oraz od czego ich przyszłość zależy

Póki im żwirem wiatr w oczy nie wieje

I póki sytym się wygodnie leży.


Ot i potomstwo, co wulgaryzmami

Manifestuje swe przeróżne stany,

Kultury jakby brzydząc się słowami,

Których to język zdaje się nieznany.


Ot, twór systemów chorej polityki

Produkującej masę jej służących,

Przez propagandy włączanych guziki

I jak pies wiernie jej aportujących.


Ot i toksyczny odpad psychologii

Dorosłych, którzy dźwigają dzieciństwo,

Kompleksów, które echem antologii

Obecnie w dzieci wpompowują świństwo.


Ot, obraz nędzy i wielkiej rozpaczy

Niemożliwego bycia dziś człowiekiem,

Bo homo sapiens niewiele już znaczy

Dla ssaków sztucznym wykarmionych mlekiem,


Byle się najeść, napić i wydalić,

Później wypocząć w zaciszu domowym,

Talerzem pełnym w mediach się pochwalić

I dobrobytem pięciominutowym,


Byle do siebie, co by to nie było,

Byle nie tracić świętego spokoju,

Byle mieć wszystko, o czym się marzyło,

Zaszczyty łowiąc, nie pracując w znoju,


Byle pocieszyć się krzywdą drugiego,

Na jego zgliszczach swój pomnik postawić,

A jeśli pomóc w imię korzystnego,

To by w pochwałach móc się, bawiąc, pławić -


Przez to codzienność smutkiem przepełniona

I samotnością z dnia na dzień męcząca

Wrasta się bólem w zgarbione ramiona

Tęsknotą za kimś lub za czymś ciążąca.


Natura ludzka jest wyjałowiona

I swym ugorem, zepsuciem się brzydzi,

A w swym nieszczęściu nieuświadomiona

Swojej brzydoty wcale się nie wstydzi,


Dlatego grzęźnie w bagnie tym po szyję,

Łykając własnych ekskrementów trutkę,

Więc człek oddycha, od środka gnije,

Traktując życie jakby nie za krótkie.


Coś w nas umarło... i nadal umiera.

Nic już nie cieszy jak kiedyś cieszyło.

Jakaś nam drzazga cierpieniem doskwiera

Tego, co serce jak balon przebiło.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz