Ot, pokolenie egoistów, leni
Snuje się krokiem wiecznie zniewolonym
Kulą u nogi odlewaną z cieni,
Jakby do życia niemal przymuszonym.
Ot, wypalony żar nadziei płochej,
Która się z kolan podnieść nie potrafi
Obojętności przysypana prochem,
Która się żalem w krtani, łkając, dławi.
Ot, generacja skupionych na sobie
Ometkowana zacnymi markami,
Mająca tylko cel reklamy w głowie,
By się wywyższyć drogimi ciuchami.
Ot i narybek wirtualnej matni
Z wybebeszoną duszą pod stopami,
Który by chleba kawałek ostatni
Drugiemu z gardła wyszarpał zębami.
Ot, ślepi, głusi na to, co się dzieje
Oraz od czego ich przyszłość zależy
Póki im żwirem wiatr w oczy nie wieje
I póki sytym się wygodnie leży.
Ot i potomstwo, co wulgaryzmami
Manifestuje swe przeróżne stany,
Kultury jakby brzydząc się słowami,
Których to język zdaje się nieznany.
Ot, twór systemów chorej polityki
Produkującej masę jej służących,
Przez propagandy włączanych guziki
I jak pies wiernie jej aportujących.
Ot i toksyczny odpad psychologii
Dorosłych, którzy dźwigają dzieciństwo,
Kompleksów, które echem antologii
Obecnie w dzieci wpompowują świństwo.
Ot, obraz nędzy i wielkiej rozpaczy
Niemożliwego bycia dziś człowiekiem,
Bo homo sapiens niewiele już znaczy
Dla ssaków sztucznym wykarmionych mlekiem,
Byle się najeść, napić i wydalić,
Później wypocząć w zaciszu domowym,
Talerzem pełnym w mediach się pochwalić
I dobrobytem pięciominutowym,
Byle do siebie, co by to nie było,
Byle nie tracić świętego spokoju,
Byle mieć wszystko, o czym się marzyło,
Zaszczyty łowiąc, nie pracując w znoju,
Byle pocieszyć się krzywdą drugiego,
Na jego zgliszczach swój pomnik postawić,
A jeśli pomóc w imię korzystnego,
To by w pochwałach móc się, bawiąc, pławić -
Przez to codzienność smutkiem przepełniona
I samotnością z dnia na dzień męcząca
Wrasta się bólem w zgarbione ramiona
Tęsknotą za kimś lub za czymś ciążąca.
Natura ludzka jest wyjałowiona
I swym ugorem, zepsuciem się brzydzi,
A w swym nieszczęściu nieuświadomiona
Swojej brzydoty wcale się nie wstydzi,
Dlatego grzęźnie w bagnie tym po szyję,
Łykając własnych ekskrementów trutkę,
Więc człek oddycha, od środka gnije,
Traktując życie jakby nie za krótkie.
Coś w nas umarło... i nadal umiera.
Nic już nie cieszy jak kiedyś cieszyło.
Jakaś nam drzazga cierpieniem doskwiera
Tego, co serce jak balon przebiło.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Smutna prawda! Pięknie. 😍👏👏
OdpowiedzUsuńDziękuję i bardzo gorąco pozdrawiam
Usuń