Słońce, co jeszcze się nie przebudziło
A już rozjaśnia światłem swym błękity,
Bilet w nieznane życiem nam wręczyło
Z tiulu powietrza kroplą wody szyty
Jak skrawek płótna zaciśnięty w dłoni,
Przez który można obserwować wszystko
Niczym w pociągu, co przed siebie goni,
Mijając miasta oraz wsie za szybko.
Zsunąwszy z łóżka przemęczone nogi
Pora się trafia, aby w świat wyruszyć,
Aby nie zboczyć z już obranej drogi,
Wobec to której nie sposób się puszyć.
Podeszew tarcie wplata się w cykanie,
Przez co i zegar zdaje się przyspieszać
A za nim serca pędzi kołatanie...
Szum ciszy w myśli zaczyna się mieszać.
Przez ramię patrząc za przetartym szlakiem,
Człowiek się nagle spostrzega ze smutkiem,
Iż stawiał kroki niemalże jednakie,
A ma przed sobą życie, lecz zbyt krótkie.
Przeszłość pożarła jak wciąż głodny potwór
To, czego ledwo człeczyna doświadczył.
Przyszłość zaś wróży mętny fusów roztwór
Tego, czym każdy obecnie się raczy,
Więc z rozrzewnieniem za się spoglądając,
Widać wyraźnie szanse zmarnowane
Na życie pełnią, nawet nic nie mając...
Wiatr owe szanse zbiera rozdeptane
I tylko szelest jak kartek w przestrzeni
Za człekiem idzie, mu wypominając,
Że siebie przegrał, niczego nie zmieni,
Za sobą tęskniąc, wciąż za mało mając.
Wtem się w podróży człowiek orientuje,
Iż strasznie ciążą mu puste walizki.
Złamanych skrzydeł już nie rozprostuje.
Żywot przy ziemi stał się wszak zbyt bliski.
Sunie, z zakrętu nadal nie wychodząc,
Nie dostrzegając, co za nim się kryje.
Za sobą z dawna rzewnym wzrokiem wodząc,
Dźwiga wrażenie, że jest, lecz nie żyje.
Chciałby coś zmienić, aby móc wykrzyczeć
Pełną przepony siłą oraz piersią:
Zaczynam wreszcie z lotu ptaka widzieć
I się przyglądać szczęściom, i nieszczęściom!,
Ale nie sposób pozbyć się ciężaru
Luksusów, które rodzą się na co dzień,
Wyrwać się z tego letargu, koszmaru
Błędnie za dobro obranych powodzeń.
Budzi się człowiek, by znów włożyć buty
Rzeczywistości, co pięty obciera.
Idzie przed siebie świadomością struty,
Że się o życie jedynie ociera.
Musiał porzucić pasje dla pieniędzy,
Ażeby ciało nakarmić, napoić.
W ramionach niesie ducha swego w nędzy,
Co dla którego trudno się rozdwoić.
I tak w swej doli z niedolą się zmaga,
Trzymając bilet tylko w jedną stronę.
Milcząc o litość przeraźliwie błaga,
Ciągnąc swe bycie nieuzupełnione.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz