Chcesz kogoś podnieść, lecz wbrew jego woli,
Bo stojąc nad nim, widzisz znacznie więcej,
A on wyraźnie w życiu zmian się boi,
Więc leżąc, w ziemię wbija mocno ręce
I twarzy nie chce odkleić od piachu,
Ażeby w niebo spojrzeć kątem oka
Jakby był ciągle wręcz w panicznym strachu,
Iż Ziemia krążąc, zrzuci go z wysoka.
Próbujesz słowem świat wokół przedstawić,
By mu przybliżyć, co traci bezmyślnie.
Chcesz go na nogi usilnie postawić,
By mógł zobaczyć to, co ty, przejrzyście,
Ale uparcie głową przytakując,
Nawet nie zerknie na dłoń wyciągniętą,
A twą życzliwość drwiną ignorując,
Zaciska w kostkach wiążące go pęto.
Nie możesz patrzeć jak pełza pod butem,
Wijąc się w bólach oraz w bezradności.
Myślenie jego ślepotą zatrute
Jednak nie bierze innej możliwości
Prócz tej, co ślizgać się mu wiecznie każe
Z dniem zachodzącym na karku ugiętym,
Który z przekleństwem wydaje się w parze
Wschodzić o świcie też nieuśmiechniętym.
Trudno ci patrzeć na to poniżenie.
Nie sposób jest się pogodzić z cierpieniem,
W którym się człowiek zatraca szalenie,
Godząc się z własnym, nędznym położeniem.
Nie jesteś jednak w stanie tego zmienić,
Gdyż ten pomocy twej potrzebujący,
Musi się w sobie świadomie odmienić,
By pojąć, że jest jak statek tonący.
Musisz to pojąć, bo w przeciwnym razie
Nań patrząc, cierpieć będziesz nieprzerwanie,
Że los pod nogi ludzi w nędzy kładzie,
Którym, choć pragniesz, pomóc żeś nie w stanie.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz