Pokora,
którą ludzie odrzucili,
Siadła
przy ścieżce na polnym kamieniu.
Cień
po skowronku nad jej losem kwili.
Wiatr
wokół krąży w posępnym
milczeniu.
Trawy
zdziczałe w wielkim zaniedbaniu
Niczym
korowód pogrzebowy stoją,
W
omdlewającym je zaś kołysaniu
Żałobnym
szumem swą liczebność troją.
Drzewo
przydrożne palcami bez liści
Za
rękaw szarpie pokorę w zadumie.
Kiedyś
dorodnych pełne kwiatów kiści,
Dziś
się pąkami obsypać nie umie,
A
jeno sterczy nad polnym kamieniem,
Na
którym siedzi wygnana pokora,
Strasząc
skoliozą i nędznym odzieniem
Jakim
jest na nim próchniejąca kora
I
jak bezdomny, co pod gołym niebem
Widokiem
nędzy, głębokiej rozpaczy
Czeka,
aż ktoś go poratuje chlebem
I
szklanką wody lub mleka uraczy.
Pokora,
wsparłszy o pień siwą głowę,
Wzdycha
i patrzy bez celu przed siebie.
Włosy
jej lecą babim latem płowe,
Gdy
ta zatraca się jak w syren śpiewie
I
hen odpływa ciszą dryfująca
W
źdźbłach kruszejących, w łamanych łodygach,
Piaskiem
pod stopą wędrowca trzeszcząca,
Mgłą,
co łoskotem się w obłoki dźwiga...
Wtem
ową ścieżką drepcze stary człowiek,
Który
za młodym nadążyć nie może.
Samotność
kapie mu spod ciężkich powiek
A
usta szepczą bezradne: Mój
Boże.
Ból
łamie kości i ścięgna przegryza,
Krok
zatem zda się krwią ślady odciskać.
Starzec
w cierpieniu wargi więc zagryza.
Udręka
w oczach morzem łez mu błyska.
Przysiadł
więc człowiek na polnym kamieniu.
Spojrzał
na niebo cieniem naznaczone
I
pogrążony w głębokim wspomnieniu
Usłyszał
trele skowronka niesione
Przez
wiatr, co liśćmi przydrożnego drzewa,
Szeleścił,
kwiaty na łące trącając,
Co
dziś na przestrzeń się bezdźwięczną gniewa,
Gałęzi
świstem ją
w furii chłostając,
Gdy
ta w falbanach zapuszczonej trawy
Stara
się wyrwać, uciec spod pręgierza.
Patrzy
na darni starzec dzikie stawy,
A
z bezpłodności widok ten się zwierza
Płaczącym
oczom, co kiedyś widziały
Nań
sianokosy i ludzi w pokorze,
Aż
znowu usta drżące wyszeptały
Bezradnej
siły łkające: Mój
Boże...
Wszystko
przepadło -
starzec zagaduje
Kiedy
się młody doń cofnął w swej drodze.
Dobrze
się dziadek -
pyta młodzik - czuje? -
Choć
cierpliwości utrzymać nie może.
Starzec
wzrok zadarł, na wnuka zerkając.
Usta
mu nieme krzyczały rozpaczą.
Pustkę
w źrenicach chłopca dostrzegając,
Wiedział,
że więzi dlań niewiele znaczą,
Więc
machnął ręką zmiażdżony niemocą,
Zaprzeczył
głowy bezwiednym kiwnięciem.
Rzęsy
się starca smutkiem gorzkim moczą
I
strumieniami siąpią nad nieszczęściem.
Wtem
go pokora w ramiona wtuliła,
Pocałunkami
obsypała skronie
I
swoim sercem w jego sercu biła,
Aż
poczuł starzec jej matczyne dłonie.
Ręką
przynaglił stojącego wnuka,
By
usiadł przy nim na polnym kamieniu.
Młody
niechętnie dziadka swego słucha,
Lecz
mimo tego przycupnął w milczeniu.
Dziś
ludziom zda się, że są wszechmogący -
Prawi
staruszek, wzrok w dal wypuszczając -
Przez
co świat staje się przerażający,
Obojętnością
dusze pożerając...
Bo...
pycha dawno wyparła pokorę,
Dlatego
ludzie siebie nie szanują,
Wierząc,
że mają możliwości spore
I
nad innymi dzięki nim górują.
Młody
nań spojrzał z wielkim niepokojem
Jakby
uchwycił zmysłów postradanie.
W
tej chwili zmagał się z kiepskim humorem,
Bo
go czekało dziadka kart rozdanie.
Z
pokorą -
prawi starzec nieustannie -
Jest
jak z tą ziemią, co ugorem stoi.
Dziś
ją porosły traw paskudne darnie
I
już ją kwieciem łąk piękno nie stroi,
A
człek jak drzewo to przy tym kamieniu,
Któremu
obce są czasy świetności.
Siedzimy
teraz w jego wątłym cieniu,
Nie
czując nawet cienia przyjemności...
Pycha
nas niszczy i z liści okrada,
Wykrzywia,
łamie i próchnem zatruwa.
Na
człowieczeństwa śmierć jest jedna rada -
Pokora,
która nad nim dzielnie czuwa!
A
czymże ona? -
dziadek wnuka pyta,
W
jego źrenice z lękiem zaglądając.
Młody
jedynie w odpowiedzi wzdycha,
Do
powiedzenia niewiele wszak mając,
Po
chwili jednak, będąc ożywionym,
Rzecze:
To spokój własnego
sumienia.
Starzec,
tym słowem czując się zranionym,
Pochyla
głowę w akcie zasmucenia.
Pokora
-
mówi wyciszonym głosem,
Wnuka
swą dłonią za rękę trzymając,
Skrząc
się na słońcu przerzedzonym włosem,
Powagą
oczu jego wzrok wchłaniając -
Jest
świadomością własnej ułomności,
Bo
ktoś być może w czymś lepszy od ciebie,
Nieposiadania
swej wyjątkowości,
Gdyż
możesz również być
kiedyś w
potrzebie.
To
jest świadomość, że jest w tobie tyle,
Ile
w tej ziemi pokrytej ugorem,
Nad
którą rojem fruwały motyle,
A
która dzisiaj jest życia upiorem.
Pokora
to jest prawda nad prawdami,
Że
ludzie są jak puzzle układanki,
Jak
ptaki w drodze rozsiane stadami
Lub
kwiaty w splocie, które tworzą wianki.
Każdy
każdego bowiem uzupełnia.
Patrząc
na kogoś, winien widzieć siebie.
Człowiek
z człowiekiem jak księżyca pełnia,
Jak
błękit, który stanowi o niebie.
Pokora
to jest świadomość utraty
Młodości,
co się z rąk ludziom wymyka,
Wiedza,
że starość spłaca dług na raty,
Kiedy
w jej piersi zegar ledwo tyka...
I
po tych słowach starzec z trudem wstaje,
I
rusza w drogę posuwistym krokiem.
Młody
na chwilę w zadumie przystaje,
Wodząc
za dziadkiem przenikliwym wzrokiem...
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl