Zatrzymały się
zegara wahadła
I wskazówki
zamarły jakby w strachu.
Cisza obok z
lampką wina usiadła,
Przesiewając przez
palce perły piachu.
Z gramofonu
trzask unosi się senny.
Płyta niemo wiruje
jak w obłędzie,
A gwiazd blask
wtapia w okna się bezcenny,
Mieniąc się srebrną
łuską niemal wszędzie.
Głowa moja jak
kropla na kanapie
Spływa w dół pod
ciężarem zamyślenia,
W sieci rzęs wzrokiem
świateł płatki łapię,
Płynąc hen ławicami
rozmodlenia.
Moja łódź – ta
na której się unoszę –
Płoszy wód elastyczne
jej pierścienie.
Ręce swe w stronę
nieba ufnie wznoszę
Jakbym chciała
złowić w dłonie swe promienie.
Przestrzeń drży
jak muśnięta wargą wiatru.
We mnie zaś wypłoszona
myśl jednaka,
Aby dziś się uważnie
przyjrzeć światu –
Ujrzeć go z wysokości
lotu ptaka.
Jestem więc zostawiona
sama sobie
W czterech ścianach
z kroplą wina na ustach,
Ze skrzydłami niczym
z wiankiem na głowie,
Z samotnością,
co wydaje się głucha.
Wdrapuję się po
wahadłach zegara
Na wskazówki, które
drzemią w bezruchu.
Moje ciało całe
życie się stara,
By pozostać beztroskie
w lekkim duchu.
Niech na dłużej
zostanie ze mną wieczór,
W którym wszystkie
wspomnienia towarzyszą
Mej pamięci i staroci
na przekór,
Aby zawsze szczęśliwą
być mi przyszło.
Ciskam w kąt wyniosłymi
potrzebami,
Które na co dzień
mnie mrzonką zwodziły.
Teraz, kiedy życie
dawno za nami,
Na wspomnienia właśnie gromadzę siły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz