mojemu synowi
Jak Cię
wychowam i czy Cię odgadnę?...
Na pewno uczę
się Ciebie poznawać
I w każdej
chwili wciąż bardzo Cię łaknę,
Choć zawszę
będę od Ciebie odstawać.
Nie łatwo,
prosto być matką na co dzień.
Wciąż się tej
roli uczę niestrudzenie.
Ciągle
przyswajam, co zrobię czy powiem?!,
Gdy się pojawi
trudne zagadnienie,
A oprócz tego
muszę jeszcze zwalczyć
Własne z
przeszłości świeże poranienia,
Mając
nadzieję, że sił mi wystarczy,
By spełnić
wszelkie Twej duszy marzenia.
Nie mogę, nie
chcę, nie umiem inaczej
Jak dbać o
wieczność, co doczesność wskrzesza,
I choć
niewiele potrafię lub znaczę
Twe szczęście
zawsze me cele przyświeca.
Mogę poświęcić
swoją rzeczywistość
W całopaleniu
dla Ciebie Kochany,
Aby zapewnić
Ci świetlaną przyszłość
W dniu, w
którym będziesz z życia oceniany.
Tak bardzo
pragnę, by Twe serce było
Podobne Jana,
nie daj Bóg Judasza!,
Co obiecane,
by Ci się ziściło.
Niech anioł
stróż Twój wszelkie zło odstrasza.
Patrz zawsze w
Niebo, nie pod nogi Miły,
Byś wzrokiem
sięgał ponad przyziemności
I byś, gdy
nawet zabraknie Ci siły,
Walczył o
Prawdę i świętość Miłości.
To, co jest
teraz, przepadnie bez wieści,
Rdzą się
pokryje bezużyteczności.
Mizernym
groszem świat wokół szeleści,
Mamiąc
błyskotką śmierci i nicości.
Tobie potrzeba
skrzydeł archanioła,
Korony z
wiatru i płaszczu z obłoków.
Ciebie
gorliwie Matka Boża woła,
Jak nas ochrzczonych, do lepszych widoków
Niż to w
łańcuchach rozpięcie na mapie,
To zniewolenie
pobudzanych zmysłów,
To, co
przeminie, stanie się nijakie –
Bańką mydlaną
banalnych pomysłów,
Więc, gdy
wybierzesz już kierunek drogi,
Staraj się
zawsze być lepszym niż wczoraj,
Choćby
cierpienie podcinało nogi,
Bo w
cierpliwości odnajdziesz urodzaj
By być
człowiekiem, nie tylko stworzeniem,
By poczuć czym
jest szczęście nieskażone,
Bo pogodzone
Synku z Twym sumieniem
I na
bezsenność też nie narażone.
Sięgaj jak
tylko najwyżej potrafisz.
Wzbijaj się
zawsze powyżej przeciętność,
Choć mniej tu
zyskasz, a więcej stracisz,
Wiedz, że
ważniejsza od tego jest wieczność.
To, co jest
teraz, kiedyś się zakończy
I nie powróci,
i się nie powtórzy,
A to, co
będzie sączy się i sączy
Jak tor
podróży, co długo się dłuży.
Istotnym zatem
jest to, co przed nami
Zapowiedziane
i nam obiecane
Stwórcy
naszego świętymi Słowami,
Które powinny
w sercu być spisane.
Mam bowiem
jedno największe marzenie,
Że kiedy umrę,
spotkamy się w Niebie,
Że gdy się
zacznie realne istnienie
W Królestwie
Bożym będę miała Ciebie
I że przy
Tobie będę smakowała
Tę wiekuistą
radość przyjemności
I że wraz z Tobą
będę zaszczyt miała
Poznawać słodycz
Prawdziwej Miłości.
Czyń zatem wszystko,
bardzo Ciebie proszę,
By to marzenie
kiedyś się ziściło.
Ja na tę chwilę
modły w Niebo wznoszę,
Aby trudności były
Twoją siłą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz