Usta moje
pełne wiśni i czereśni,
Słów, którymi
mogłam zranić niczym brzytwą,
W które mogłam
jak w kopertę mądrość zmieścić
Lub którymi
mogłam porwać towarzystwo.
Usta moje w
półksiężycu satysfakcji
Czy w wyrazie
wręcz bezwstydnych chwil radości,
W wodospadach
argumentów oraz racji,
W ogniu
złości, pocieszenia lub czułości.
Usta moje
niedomknięte i płonące,
Rzadko kiedy z
pocałunkiem niemej ciszy,
Światłem życia
i młodości słodko lśniące,
Z których
fruną jak motyle złote myśli.
Usta moje
pozbawione pesymizmu,
Choć niekiedy
łzą zroszone potajemnie,
Spijające co
najlepsze z realizmu,
Krzykiem
wrzące, szeptem drżące wciąż bezsennie.
Usta moje są
spragnione dźwięków mowy,
Czekające
niecierpliwie na rozmówcę
Lecz samotne,
bo nie przyszedł nikt gotowy
By wypełnić
pogawędką głuchą pustkę.
Milczą teraz
przymuszone do bezdźwięku
Niczym kwiatu
kielich wody pozbawiony,
Wykrzywione
grymasami bólu, jęku…
Na nich
słychać oddech ciężki, rozmodlony.
Usta moje
pragną wyznać, że wciąż kocham
I że zdolna
nadal jestem do miłości,
I pouczyć, iż
uroda, młodość płocha
Nieuchronnie
podążają do starości.
Usta moje już
nikomu nic nie wspomną,
Nie uśmiechną
się życzliwie w uprzejmości.
Choć do rozmów
nadal jestem sprawną, skłonną…
Nikt mnie nie
chce wyrwać ze szpon samotności.
Sznurówkami
zmarszczek starość usta wiąże,
Wyciskając z
warg kropelki wypowiedzi.
Usta moje w
postrzępionych zroście wstążek
Zwilża smutek niczym
w czasie gołoledzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz