czwartek, 27 czerwca 2019

TAK BARDZO...


Tak bardzo potrzebuję świeżego powietrza
Skropionego porannym mgły wczesnym wstawaniem,
Co me ciało przeniknie niczym krew do serca,
Każdy milimetr skóry dotknie całowaniem.

Swą nagością chcę wtopić się w ramiona wiatru
I chcę poczuć we włosach jego twórcze dłonie.
Chcę się kąpać w wschodzących odcieniach brokatu.
Niech mnie przestrzeń jak kroplę deszczu całą wchłonie.

Chcę me ciało rozciągnąć na maszcie błękitu
Niczym drzewo, co pręży zwichrzone gałęzie,
Myśl rozczesać grzebieniem budzonych promyków,
Być obecną po prostu, jak powietrze, wszędzie.

Niech opływa i rzeźbi me kształty podmuchem
Szum świtania, co wznosi powiekę powoli
I niech niesie na palcu jakbym była puchem,
Albo morskiej kruszyną wielobarwnej soli.

Niech mnie świeżość oplata bluszczem przyjemności
I przeszywa namiętnie dreszczem roztargnienia.
Nie dbam dzisiaj o wartość jutrzejszej przyszłości.
Rozkoszować się pragnę chwilą uniesienia,

Która nurtem mnie wiedzie dziko rwącej rzeki
Jak liść kruchy, lecz ufny wśród spienionej wody,
Więc ramiona rozkładam płynąc w świat daleki
Zanurzona naiwnie w porywach swobody,

Co się gniewem rozbija o kamień, konary,
Roztrzaskując koryto obranego szlaku,
Co się bryzą nad tonią wznosi jak opary,
Wzbija w górę talentem przepłoszonych ptaków.

Nieś mnie chwilo w szaleństwie swym nieokiełznana!,
Cała sobą przenikaj zmysły przemęczone.
Grzywą koni niech będę w galopie targana,
By się wtopić w wolności stepy niezmierzone.

Potrzebuję na strzępy powój grawitacji
Porozrywać w amoku mego wygłodzenia
I nie dbając o wartość jakichkolwiek racji
Chcę wykrzyczeć w radości wszystkim: Do widzenia!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz