Rozpuść mnie
deszczem Panie mój i Boże,
Roztrzaskaj
całą na drobinki rosy.
Nikt, oprócz
Ciebie, mi pomóc nie może,
Gdy nędzne
ciało z trudem znosi ciosy.
Z błękitu oczu
Twoich Dobry Panie
Łzy sączy
smutek i troska Ojcowska.
Dusza się moja
niech łzą jedną stanie
I niech
zawiśnie na pajęczyn włoskach,
Niech dla
przestrogi wiatr ją targa, spija,
Bo nędzną
była, niewierną, niewdzięczną,
Zapominając,
że ciało przemija,
Myślała
często, że jest długowieczną.
Ileż to kropel
z Twoich źrenic płynie?
Iluż to ludzi
opłakujesz w ciszy?
Ileż to dusz
Cię zdradzi i zaginie
W bólach,
których to krzyków nikt nie słyszy?
Jakże Cię
męczy ta Twoja bezradność
Wobec potęgi
Ojcowskiej Miłości
I Twój
szacunek i Twa delikatność
Wobec danego
nam prawa wolności?
Patrzę w Twe
oko błękitnego nieba
I widzę smutek
sączący się dżdżyście
I w sercu
rośnie ogromna potrzeba,
By stanąć w
Tobie Panie uroczyście,
Więc nagim
ciałem pod strumieniem smutku
Rozkładam
ręce, twarz wznoszę w błękity.
Niech deszcz
obmywa duszę aż do skutku,
By zmyć z
niej brudy grzeszącej kobity,
Niech mnie
oczyszcza, wybiela, szoruje,
Abym się stała
nowo narodzona.
Niechaj mnie
Twoim żalem uformuje,
Abym Miłością
była namaszczona
I wobec innych
czulsza i wrażliwsza,
Bardziej
troskliwa niźli kiedykolwiek
A dzięki temu
więcej niż szczęśliwsza,
Gdyż tylko w
Tobie pięknym bywa człowiek.
Niech krople
Serca Twego mnie obmyją
Z kurzu, z
przyziemnych zadrapań, poranień,
Niech moje
usta Twoją Mądrość piją
I niech się
wola Twoja we mnie stanie.
Pod
strumieniami Twych łez rodzicielskich
Pragnę
uzdrowić i duszę, i ciało.
Pożytek ze
mnie będziesz miał niewielki,
Choć moje
serce więcej dać by chciało,
Lecz… czymże
jestem jeśli nie marnością
I jedną z wielu
łez przez Ciebie lanych?...
Wciąż nas ogarniasz
Swą Panie Miłością,
Chociaż nie jesteś
przez ludzi kochany.
Tym oczyszczeniem
w deszczowym westchnieniu,
Chciałabym Tobie
wszystko wynagrodzić.
Tulę do Ciebie
duszę w rozmodleniu,
Bowiem nie umiem
Życia Ci osłodzić
I jestem tylko
nędznym ziarnkiem piachu,
Drzazgą w Twym
Sercu z Krzyża, który niosłeś,
Mizernym zlepkiem
kompleksów i strachu,
Który do rangi
dziecięcia podniosłeś.
Potrafię tylko
wyznać Ci mą miłość,
Ale okazać jej
niezdolna jestem.
Gdyby w sen wieczny
zapadała przyszłość,
Obmyj mnie proszę
raz jeszcze Swym deszczem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz