Na pniu
brzozowym, co nagość swej bieli
Zasłania łuską
ciemnego koloru,
Słońce
promienie nieśmiało swe ścieli
Według znanego
sobie tylko wzoru
I promieniami
wplątuje się w liście,
Które wiatr
pieści drżącym pocałunkiem,
A wśród gałęzi
zaznacza srebrzyście
Nić pajęczyny
ozdobionej piórkiem.
Na rzęsach
trawy łzą rosy się szklącej
Sznurem bursztynu
zdaje się rozpływać
I strużką złota
z nieba się sączącej
Powoli zda się
świat cały odkrywać,
A ptaki w falach
przypływu jasności
Szczotkują pióra
pod prysznicem światła,
Czerpiąc zachłannie
radość z przyjemności
Jakby się bały,
aby nie wygasła.
Kwiaty unoszą spojrzenia
w błękity
Jakby spragnione
miodowej słodyczy,
A wiatr jak ojciec
miłością przeszyty
Płatki kielichów
ich troskliwie liczy.
Wszystko się budzi
i pręży do życia
Głaskane dłonią
wschodzącego słońca.
Wychodzą cienie
z nocnego ukrycia.
Złotem się ścieli
promienność gorąca.
Zaparzam kawę i
zastygam w oknie
Jakbym się chciała
wtopić w świtu jasność.
Szyba od słońca
świetlistego moknie,
Złota opiłki zbierając
na własność.
Budzi się w sercu
nadzieja wiosenna,
Natchnienie duszę
kusi do latania,
Dzień mnie rozbudza,
czeka noc bezsenna
Od słonecznego
wschodem rozkochania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz