poniedziałek, 6 sierpnia 2018

CZAS BLISKI


Wszystko się kiedyś zakończy…
Opadną liście, obumrą drzewa.
Łodygi nagich, obeschniętych pnączy
Wzbiją się kłykciem nagości do nieba.

Ptak nie zakwili, wiatr nie odetchnie
Ulgą kojącą skołatane zmysły.
Ciemność cierpienia ulicami przemknie,
Jakby wszelakie nadzieje już prysły.

Ziemia bezpłodna jak żałobna matka
Kwaśnymi łzami skropiona, zroszona
Będzie szukała choćby cienia płatka,
Bólem bezdusznie przebita, zraniona.

Samotność siądzie na zniszczonym tronie,
Wzrokiem zmrożonym głaszcząc horyzonty.
Chleba spragnione i skostniałe dłonie
Wyrastać będą niczym rdzawe pręty

I… tylko jedno, krwią płonące serce
Niczym pochodnia za kotarą nocy
Będzie pamiętać to, co było piękne,
Będzie goryczą wypłakiwać oczy,

A wokół tłumy aniołów o skrzydłach,
Co czarnym piórem błyszczą obrzydzenia,
Będą rozkładać kłusownicze sidła
Sterczące w gruncie kłami potępienia;

A wokół wycia, jęki, pisk i wrzaski
W torturach będą zdradzać biedne dusze,
Łamanie kości jak gałęzi trzaski
Przebiją ostrzem głuchoniemą głuszę.

Nie będzie miejsca chwili odprężenia,
Chwili, by głowę złożyć na poduszce.
W sieci żądz, głodu, strachu i zmęczenia
Będą się wiły zatracone dusze.

Żniwiarze wyjdą z kosami na łono,
By zgarnąć w wory głowy pościnane.
Pola krwią skrzepłą będą krwisto płonąć
I nienawiścią będą podlewane.

Usta spragnione Chleba pożywnego,
Wypełni tylko wąż zebranych grzechów
I smak czy zapach Wina zbawiennego
Będzie odsuwał się od ust w pośpiechu.

Kopce ciał sinych jak splecione liny
Zalegać będą w każdym miejscu świata.
Śmierć się rozszerzy bez słusznej przyczyny
I brat dłoń splami krwią swojego brata.

Wszystko się kiedyś zakończy.
Wszystko się skruszy jak mielone ziarna.
Już teraz w lustrze widzisz martwe oczy,
Już u twych ramion piór lśni barwa czarna.

Czas się przebudzić, by oczyścić serce,
By ujrzeć światło wschodzącego słońca,
By białą skórą przyozdobić ręce,
Aby wymodlić słodycz swego końca.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz