Poranna kawa - rytuał dnia w progu,
Który nim wzejdzie, trze buty o stopnie.
Nie umiem jednak podziękować Bogu
Za czas jak myślą przędzoną swobodnie
Na unoszącym się zapachu kawy
Niczym wrzecionem zbierana niteczka...
W tle kołowrotek turkocze łaskawym
Obrotem, co zeń wskrzesza wskazóweczka
Przeskakująca z minut na minuty
Rozpędzających się wręcz do godziny.
Cykanie niczym weń brzęczące druty
Drży jak pedałem zgniatane sprężyny,
W rytm to się których koło napędowe
Tarczy wiszącej zegarem na ścianie
Kręci szalenie jakoby gotowe
Wyruszyć w drogę nim jasność nastanie,
A przy nim cisza... z kądzieli zadumy
W paluszkach włókno z pęku myśli ciągnie
I prostą linią wyciągniętej struny
Jak na przęślicy krążku zwija do mnie...
Ja niczym szpula owinięta myślą
Coraz cieplejszym otulam się stanem
Refleksji, która dopieszczona ciszą
Niejedno słowo ma we włókno wtkane,
Więc przy terkocie bryły obrotowej,
Która, stukocząc, energię gromadzi,
Skręcam w opuszkach strofy niegotowej
Pasemko sylab, co w przędzę prowadzi
Klekotem liter moja klawiatura
Niczym fortepian pod dłonią pianisty,
Na kartce tworząc spod stalówki pióra
Tekst w swym przekazie wyraźnie przejrzysty,
Po czym... gdy kawa staje się wspomnieniem,
Myśl zapisaną wysyłam w nieznane,
A ona iskrząc jakoby olśnieniem,
Wisi jak stada ptaków rozsypane,
Z których się gołąb pocztowy oderwie,
Na parapecie u kogoś przycupnie
I moim szeptem jego ciszę przerwie,
Budząc rozmowę... może czasem kłótnię...
Nie mogę zatem samotności ganić,
Choć mi na co dzień wiernie towarzyszy.
Niesłusznym sądem mogłabym ją zranić,
W niej bowiem słyszę głos bezdźwięcznej ciszy,
Co mnie zaczepia, kusi do debaty
Z Tym, który zwie się Początkiem i Końcem.
Przekraczam wówczas światy i zaświaty,
Aż serce płonie gorejącym Słońcem.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz